JAN KASPROWICZ DZIEŁA POETYCKIE TOM. IV LIRYKI 1} . LWÓW - i^ijr- NAKŁADHM TOWJlR?YSTWA NpryDA^a^NIj^ZEGO WARSZAWA: E. WĘNDe ł SP (T. ft^it 1 A. faRKUŁ) DZIEŁA POETYCKIE JAN KASPROWICZ /// DZIEŁA POETYCKIE WYDANIE ZBIOROWE LUDWIKA BERNACKIEGO T. IV LIRYKI 11 LWÓW - 1912 NAKŁADEM TOWARZYSTWA WYDAWNICZEGO WARSZAWA: E. WEN DE 1 SP. (T HIŻ. 1 A. TUR KUŁ) 7/67 imaaemajm^''*"' 775491 KRAKÓW. - DRUK W. L. ANCZYCA 1 SPÓŁKJ. LI RYKI 1] t:«SPBO'ł(ICZ. DZIEW w. 1 MELODYE WIOSENNE MARZANNO! Marzanno! choć każdą ty warzysz Roślinę, Ja niech w twym uścisku nie ginę Na wieki! Marzanno! płomienna dziewico. Spal serce, Lecz zasiej mi trawy kobierce Na grobie. A pośród tej trawy zielonej Niech wiosną Czerwone się kwiaty rozrosną 1 białe. Niechaj-że ci, co w rozpaczy Wciąż żyją. Nadziei girlandę uwiją Z tej trawy. A tym zaś, co darmo ściągali Tęcz wstęgę. Niech róża się zmieni w potęgę Miłości. A tym, którym pierś już w zwątpieniu Wysycha, Niech bije z lilii kielicha Zdrój wiary. JAN KASPROWICZ Marzanno! o przemień mój kurhan W grodzisko 1 w ognia wiecznego siedlisko Mą urnę: Prawnucy się wówczas z swych zwątpień Ocucą 1 hymny tu przy mnie zanucą, Rozgrzani. 1 dymy ofiarne się w górę Podniosą, Bo dzięk uczynią niebiosom, Że wolni!... ^^ 11. o WITAJŻE NAM, WIOSENKO. O witajże nam, wiosenko. Matko wesela, 0 witajże nam, wiosenko Gorąca! Ty białą T'oztaczasz ręką Kobierce z ziela. Ty białą zapalasz ręką Blask słońca. Jasne, jak kryształ, potoki Zsyłasz na ziemię, Jasne jak kryształ potoki Świat poją: Przebudź z zadumy głębokiej 1 ludzkie plemię. Przebudź z zadumy głębokiej Brać moją. Grudzień rozsypał swe szrony Na senne skronie. Grudzień rozsypał swe szrony Na serce, 1 duch, tym lodem zmrożony. Siłą nie płonie, 1 duch, tym lodem zmrożony, W rozterce. JAN KASPROWICZ Wszyscy dłoń wznosim do krańców Złotych promieni, Wszyscy dłoń wznosim do krańców Błękitu, Lecz zgniótł nas żywot skazańców ] my znużeni. Ach! zgniótł nas żywot skazańców Bez bytu! Nie wiń nas, wiosno, że lice W walce nam bledną, Nie wiń, że marszczą się lice W tej nędzy, Lecz spuść rzeźwiącą krynicę Na duszę biedną — O! spuść rzeźwiącą krynicę Coprędzej! O witajże nam, wiosenko. Matko wesela, 0 witajże nam, wiosenko Gorąca, 1 białą roztaczaj ręką Kobierce z ziela, ] białą zapalaj ręką Blask słońca! cg^ ]]]. 1 OTO ZNOWU WRÓCIŁAŚ. I. 1 oto znowu wróciłaś, rumiana. Wesoła siostro pobladłej jesieni, Co memu sercu wczorajszego rana Kazała tonąć pośród mgieł i cieni, A jednak wierzyć, że siła promieni. Ukryta w zmroku głębinach, jest bytem Wiecznie trwającym... Wróciłaś, w zieleni Liść przystrojona, co wczoraj był mytem, A dziś prawdą, żywota świadectwem niezbitem. II. Wróciłaś znowu i znów się błękitem Pogodnych niebios uśmiechasz. Śród fali Oswobodzonej i w zielu rozwitem Znowu się w szczęście twój obraz krysztali. 1 znów śród świata niezmierzonej dali Rozrzucasz blaski i rozwiewasz wonie W takiej ilości, że świat snąć się pali Żarem niezgasłych zachwytów i tonie Bezdennej snąć rozkoszy znajduje w swem łonie. 111. Patrz, jak ku słońcu twojemu swe skronie Zwraca ten żółty kwiat mleczu, wzgardzony I o JAN KASPROWICZ Gość naszych ścieżyn! Jak słonecznej płonie Dunrty odbiciem, jak gdyby w złocony Przybrał się klejnot królewskiej korony, A przecież, wiosno! pośród twoich dzieci Jest jako żebrak... Patrzaj, te zagony — "Wczoraj pod śnieżnej ciężarem zamieci, Dziś tam falą smaragdów ozimina świeci. IV. Na cmentarzyskach, na grobach stuleci. Gdzie myśli ludzkiej koniec i początek. Widzę, jak dech twój nowy żywot nieci Śród traw, tych zwiędłych przeszłych dni pamiątek.. ] zdaje mi się, że smutny zakątek Żalu i skargi w liściu srebrnej brzozy Nie jęk rozpaczy, lecz nadziei wątek Pomieścił dzisiaj, że nie znakiem grozy Lecz szczęściem jest, którego nie zwarzą już mrozy. V. ] cały byt ten jest jak kwiat mimozy — Odczuwa każdy dotyk matki młodej: Wiatr, gdy szeleści śród nadbrzeżnej łozy. Błyszczące krople rozpienionej wody. Olbrzymich dębów niewzruszone kłody. Owite wieńcem zielonym; na szczycie Gór niebotycznych te orły i płody. Co w grudce ziemi zwalczają się skrycie, To twoja pieśń, twe światło, twe barwy, twe życie.. VI. O, widzę ciebie w tym srebrzystym świcie, W jutrzence, w zorzy rozlanej purpurze, W słońcu, co zwolna pnie się po błękicie Spokojnych niebios ku południa górze 1 w każdej plamce, w każdej drobnej chmurze. Która mu drogę zachodzi, istoty MELODYE WIOSENNE I 1 Swej część zostawia, swych promyków róże, 1 znowu schodzi powoli, tęsknoty Wiedzione lekką dłonią, w ten grób morza złoty. VII. "Widzę cię w zmroku wieczornym, gdy sploty Niebieskawymi ogarniasz kształt ziemi. Co lgnie wpół do snu, a nawpół ochoty Życia się czepia, piersi stłumionemi Wolno oddycha i nad dziećmi swemi. Trawą i kwiatem, rosę łez swych leje — W jasnej cię widzę nocy, co srebrnemi Patrzy gwiazdami, miesiącem się śmieje ] z ludzkich marzeń snuje nowe jutra dzieje. VIII. Słyszę cię w wietrze, który z lekka wieje Od stron nadmorskich i z lekka kołysze -Łany ozimin. Słyszę cię, gdy dnieje, W pieśni skowronka, co tę świtań ciszę Pierwszy przerywa; słyszę cię, ach! słyszę W dziwnym poszepcie wierzbiny, w oraczy Rannej modlitwie i w rozgranej pysze Jezior, budzących w mej duszy prostaczej Pragnienie dnia, co świt swój swobodą zaznaczy... IX. W gęganiu gęsi, w derkaniu derkaczy 1 w ryku bydła i w skrzypie żurawi 1 w rżeniu konia, ku chłopców rozpaczy Mknącego w pole, i w starcu, co prawi Półnagim wnukom — a tak są ciekawi Dawnej powieści, że stanęli kołem. Rzuciwszy krągi: baśń ich więcej bawi — W nawoływaniu słyszę cię wesołem. Co ginie za porosłym bylicą rozdołem. 12 JAN KASPROWICZ X 1 słyszę ciebie, jak, w wieczór, nad siołem Trzepocesz skrzydłem gołębi, gdy, senne, Do gniazd już swoich powracają społem... Ach! i te zwrotki pastuchów, codzienne. Powszednie zwrotki, a jednak brzemienne W takie rozkosze i w takie tęsknice. Twoim są głosem, o wiosno, bezdenne Pieśni źródlisko!... Słyszę cię w muzyce Sferycznej, co nam zdradza niebios tajemnice. Xl. Czuję cię wszędzie: gdy znikną śnieżyce, W łąki wilgotnym wyziewie i w roli. Gdy ją pług kraje, spulchniają bronice. Świeżym oddechu, co parą powoli Ponad bruzdami się wznosi i doli Chłopskiej łzą spada... Czuję cię śród woni Żółtych róż wodnych, w zapachu kąkoli Ledwie rozwitych, w kwieciu grusz, jabłoni, W powietrza każdej bryłce, żar czy chłód nam roni. Xli. Czuję cię, matko, której dech mnie broni Od lodowatej rozpaczy, od chorej Ducha bladości, w niezgłębionej toni Życia, co w nowe wciąż się łamie wzory. Czuję cię w bytu popędzie, co twory Najmniejsze łączy miłością i kłosy. Wyczekujące dojrzewania pory. Każe zapładniać bliźnim pyłkom: losy Człowieka z nimi razem zważyły niebiosy. xin. Czuję cię w sobie, jak kwiat kroplę rosy W swoich komórkach odczuwa, i jestem Jako ta pszczoła, co spieszy na wrzosy. MELODYE WIOSENNE 13 Zanim okwitną, miód zbierać. Twym chrzęstem Uświęcon, zmieniam się cały; za gestem Twej miękkiej ręki idę, gdzie mnie wzywa Prawda i piękno dźwięcznych słów szelestem, A na ich imię krew mi się rozgrywa: Z każdego jej atomu płynie pieśń twa żywa. X1Y. Achl ja cię czuję, choć cię dziś zakrywa Fałsz przenikczemny, choć dziś hasła twoje W parodyę gawiedź zmieniła krzykliwa — Czuję cię w głębiach ludzkości, ostoję Mając w tej myśli, że jutro na boje Przeciwko zimie z jej wnętrza wyrosną Wielcy duchowie, przyodziani w zbroję Czystych poświęceń, że zwycięstw radosną Zadzwoni ludzkość pieśnią: wiosno! wiosno! wiosno!... IV. o ZŁOTE SŁOŃCE. 0 złote słońce, ty dziś na błękitnem Przyświecasz niebie ognistymi blaski, A przecież w sercu, cierpieniami szczytnem. Nie chcesz promiennej zapalić nam łaski. Nie cłicesz spleśniałej tkaniny żywota Zmienić w przejasną, nieskalaną przędzę, Lecz, zdała szczęścia rozjaśniając wrota. Jeszcze nas w większą, ach! w większą pchasz nędzę. Zrodzeni w chatach dymiących i brudnych, Zaledwie w piersi dosłyszym oddechu: Cóż więc dziwnego, że myślim o złudnych Krajach rozkoszy bez bólu i śmiechu? Cóż więc dziwnego, że, prawie szkielety. Żebrzemy siły i krasy młodzieńczej, Że pragniem męskiej do czynów podniety. Co blade czoła wawrzynem uwieńczy? Ty znów świeżemi okrywasz makaty Ziemi powiędłe, zmrożone manowce, 1 znowu wlewasz dziewiczość w te kwiaty. Co oplatają wieńcami grobowce. Oto, poprzednio lodowe, źródliska Dziś się tak jasno, tak czysto krysztalą, Taki z nich napój dla błoni wytryska, Taka swoboda gna falę za falą. MELODYE WIOSENNE A nasze duchy odświeżasz nadzieją? One sennemi trapione widziadły. Czy się, ach! dzisiaj w tej walce nie chwieją, Czy nie drżą dzisiaj, jak listek opadły? 0 złote słońce! Czy ciebie nam winić. Że osiadł smętek śród naszych obliczy. Gdy ciśniem węże, co jadem chcą ślinić Te usta spiekłe, spragnione słodyczy? Nieszczęsna dola! Złe losów zabawy! Tutaj odżyły ziół martwe kobierce, A ludziom braknie ożywczej potrawy Ach! i grobowo wciąż bije im serce! Wszyscy zbierają się wokół mogiły 1 brzask wiosenny witają zwątpieniem, Jakby na wieki zamarły w nich siły. Jakby na wieki złamani cierpieniem. A przecież jeszcze w popiele rozpaczy — W sinym popiele nie zgasła na zawsze Iskra młodości, ukryła się raczej. Aż ją rozdmucha znów słońce łaskawsze. O złote słońce! Z tej wiosny przybyciem. Chciej ją rozetleć w płomień jasny, żywy, Chciej nią powiązać rozkosze ze życiem. Chciej nią zgotować dla nas czas szczęśliwy.., NAD ŚWIATEM, NAD SENNYM, ZABŁYSŁA. Nad światem, nad sennym, zabłysła Urocza poranku dziewica, Z jej oczu skier fala wytrysła, Na ziemi wybladłe lica. O świcie! o jutrznio! o zorzo! Dolejcie wy żaru w mą duszę. Nim bracia skroń ciężką położą. Ja ogniem sen wygnać z nicli muszę. Natura senliwie nie wzdycha W objęciach zimowej zagłady. Po łąkach z wonnego kielicha Miód chłoną nadobne owady. Naturo! niech dla mnie choć chwilka Przemieni się w łąki barwione. Daj lekkie mi skrzydła motylka. By unieść w zachwytu się stronę. Po wodzie w ostatnim odbłysku Wieczorne słoneczko się wije, W topielców lubieżnym uścisku Spoczęły bielutkie lilie. O wiosno! o słońce! o kwiaty! Na skrzydłach cudownej tej tkanki. Unieście w nadziemskie mnie światy. Na łono anielskiej kochanki. MELODYE WIOSENNE IJ Gaj szumi i słowik śpiewa I tańczy obłocznych chór dziewic, W srebrzystym namiocie spoczywa Srebrzysty nocy królewic. O gaje! o pieśni słowicze! O tęskna zadumo miesiąca! Rozbudźcie fantazyi oblicze. Gdy blada, bezśpiewna, gdy śpiąca! cŹ^ U8PR0WICZ OZIEU IV- VI. WIECZOREM. Słońce się chyli ku ziemi. Ostatnie blaski Wiążąc w cudowne przepaski. By niemi Umierające niebiosa Owinąć. Już nad brzegami jeziora, Zdała od ludzi. Słowików piosnka się budzi, Tak skora. By tam, gdzie mieni się rosa, Popłynąć. By tam, gdzie rosną w ustroni Niewinne kwiaty. Miłosnej szukać zapłaty 1 woni — Przelać się w serce róż czystych Na wieki. Wtórzy jej duma pastusza 1 łan zielony, 1 bór, który powiew stęskniony Porusza, MELODYE WIOSENNE 1 odbłysk gwiazd płomienistych Daleki. Patrzcie! z sennego łożyska Miesiąc już wscłiodzi. Płynie po niebios powodzi 1 błyska. Albowiem wszędzie żar czuje — Szczęśliwy! Gwiazdy, splatając mu wieńce, W srebrny ślad biegną, Zanim porannej ulegną Jutrzence, Nim zorza blask swój rozsnuje. Blask żywy! Tu piękność pełna spokoju. Jak twarz młodzieńca, Który nie stracił rumieńca W przeboju. Ni struł się zwątpień kielichem Przedwcześnie: Harmonia złotym łańcuchem W^szystko spoiła; Czuję, jak wielką jej siła Nad duchem. Tonąc w zachwycie przecichym. Jak we śnie. Żywot poczynam wieść nowy 1 szczęście tuszę; Tracąc wiążące mi duszę Okowy, Gonię za pieśnią słowicza Z krzewiny. Różę przyciskam do serca. Słodycz jej chylę, XO JAN KASPROWICZ Wielbię te barwy motyle Kobierca O i tę zieleń dziewiczą Brzeziny. Uczucia płyną mi z łona, Jak ros kaskada, Co z tych wierzchołków opada Srebrzona; Myśli me błyszczą w miesięcznej Pogodzie. Nie byłem nigdy tak może Spokojem wielki. Jak dziś, gdy z uczuć kropelki Tworzę Ołtarz wspaniały i wdzięczny Przyrodzie. VII. NA ŁĄCE. Nad tymi kwiaty, co rosną na łące ] nad zdrojami, co u stóp ich płyną. Świeci wiosennych rozradowań słońce Ranną godziną. Z niebieskich wyżyn, z okręgu pokuszeń, Schodzą postacie, przyodziane w zieleń, 1 stroją serca do miłosnych wzruszeń 1 rozanieleń. 1 znowu biją czystymi kryształy Pieśni młodzieńcze z potrzaskanej harfy ] znów się stroją wdzięczne ideały W różane szarfy. O, jaka rozkosz! jakie upojenie! Rzucam te wszystkie, którem wyśnił, gody. Stokroć bogatsze znalazłszy dziś mienie W łonie Przyrody. VIII. ŻYCIE O! ŻYCIE. Życie o! życie To droga nić, Do której mistrza potrzeba, Aby z niej prządkę Złocistą wić 1 na niej wznieść się do nieba! Niebo o! niebo To jasny dzień. Gdzie słońce w wianku zórz gości; To zbiorowisko Wiosennycłi tcłinień, Związanych węzłem miłości. Miłość o! miłość — To rajski kwiat, Wyrosły w przeczystem sercu, To złud anielskicłi Uroczy świat. To róża w świeżym kobiercu. Niechaj -że wszyscy W mistrzowską dłoń Uchwycą złote przędziwo 1 aniołami Na niebios błoń Wznoszą się żywo — a żywo!... IX. POWRÓCIŁY DO DOMU BOCIANY. Powróciły do domu bociany, Ze zamorskiej powróciły ziemi; Słonko skrami grzeje promiennemi, Kwiat po łąkach lśni się rozsypany, Dźwięczą srebrne rzeki. Szumi bór daleki, Żywiczne śląc zapachy na rozległe łany. Po zapłociach, po chłopskich ogródkach Tchną świeżością podstarzałe grusze, Że goryczą napojone dusze Na ich widok niepomną o smutkach; Pieśń skowronków szczera Brzmi, że atmosfera. Jak w morzu, tak się kąpie w wiosennych pobudkach. Przyjdzie rano z uśmiechem na twarzy, Wnet na ziołach lśnią się dyamenty; Promień, z bożej rozkoszy poczęty, W tysiąc świateł łamie się i jarzy W tej błękitnej wodzie. Co ma żwir na spodzie, A górą oko złotem nenufarów darzy. 24 JAN KASPROWICZ "Wyruszyli oracze na pole, Ostry lemiesz czarną ziemię kraje; Przeorali jedno, drugie staje. Rosą potu spływa trud po czole, Przecież radość bierze Na te skiby świeże. Na zapach, co ogarnia chlebodajną rolę. 1 z tej piersi, sukmaną okrytej. Od bławatów promienniejsze zwrotki, A tak wonne, jako miód ten słodki. Co z bzów sączy, wznoszą się w błękity — Nad oraczów głowy. Aby, w deszcz majowy Skroplone, paść na trawę i na kwiat rozwity. cf<^ PIERWSZA PIESN. Wiosna swe kwietne rzuciła kobierce 1 miękką zieleń na zbudzoną ziemię; Rozradowało się wszelakie plemię. Czując, jak w żar się, iskra po iskierce, Zlewa pęd życia, który w wnętrzu drzemie: Wesele wnet i moje przeniknęło serce. ] wśród burzanów, na wonnej murawie. Przy wierzbin szumie i krzewów szeleście. Co mi szeptały tajemnicze wieście 0 tej rozkoszy, drżącej w każdej trawie, Topiłem duszę w artystycznej sieście. Wieszając wzrok na wszelkim natury przejawie. Więził me oczy ten szereg topoli, Co na tle niebios ostro się odcina, Stawu przejrzysta, jak lustro, głębina, Zyto, smaragdem błyszczące na roli. Powój, co smukłe łodygi opina — We wszystkiem tem źrenicę kąpałem dowoli. 1 zapach płynął z tych dolin kwiecistych. Do mego wnętrza słodką płynął rzeką, Gdym był zapatrzon w tę przestrzeń daleką. Pełną zieleni i kolorów Iśnistych — 20 JAN KASPROWICZ Zapach ziół, wzrosłych pod słońca opieką, Co chowa barw zarody w swych blaskach rzęsistych. 1 w tej przestrzeni, w tern błękitów morzu. Me serce młode czarowały pieśni, Które zawodzą ci mieszkańcy leśni, W bukowych liści wychowani łożu, Albo skowronki, gdy od słońca wcześniej Trzepocą nad gniazdami, ukrytemi w zbożu. 1 zażywałem tych uroczych wczasów Każdą nieomal porą dnia: nad ranem. Gdy świt wskazywał światłem posrebrzanem. Że z nocnych wyszedł zwycięsko zapasów, 1 kiedy słońce promiennym peanem Do wtóru rozbudzało serca ciemnych lasów. Kiedy za tchnieniem pierwszego wietrzyka Poczęły lekko drgać lilie wodne. Mające niebo nad sobą, pogodne. Jak ta pod niemi jasna toń strumyka; Kiedy swe pączki, w woń i krasę płodne, Otrząsać z ros kroplistych jęła róża dzika — Kiedy ku niebu, przed oblicze Boga, Zaczyna piąć się tęskna pieśń oracza — Pieśń, co trud krwawy i co jęk oznacza Niewysłuchany; pieśń, co tak jest droga Ludzkiemu sercu, choć je w rozpacz stacza: Drżą w smutnych jej akordach głód, mór i pożoga... W chwilę południa, w tajemniczą ciszę, Co ma dziwniejszą władzę ponad duchem. Niżeli północ, zatopiony w głuchem Milczeniu świata, słuchałem, jak dysze Ziemia, pod żaru płomiennym obuchem, Żaru, co się, jak fala, w powietrzu kołysze. MELODYE WIOSENNE 27 A gdy się niebo w godzinie wieczoru Jęło ubierać powoli, ukradkiem We fiolety, gdy na jego gładkiem, Ciemnem sklepisku, ponad grzbietem boru, Zapłonął księżyc, bywałem-ci świadkiem Tych przemian, śród wonnego, jak balsam, przestworu. ] dzwonki bydła, gdy do obór spieszy. Głosy derkaczy i pastuszków trele Niezwykłe we mnie budziły wesele: Czułem, że we mnie każdy nerw się cieszy. Że w tej szczęśliwej Przyrody kościele Należę do najczystszej, najszczęśliwszej rzeszy. ] kielich duszy, co umiała wonić Zapachem wrzosów, powojem i ślazem. Bzem i czeremchą, a błyszczeć obrazem Fal, którym słońce wypadło osłonić, Z kwiatem firletki zamykałem razem, By z wrażeń tych żadnego pyłku nie uronić. 1 żywiołowa czarów tych potęga, Co z ludzi zwykłych geniusze stwarza. Tak mnie od razu przemienia w pieśniarza. Tak mi do wnętrza swoją ręką sięga 1 u Natury wielkiego ołtarza Atomy luźnych dźwięków w całość hymnu sprzęga. ] nim się spostrzegł duch mój, rozśpiewany W hejnał młodzieńczy, znienacka, po cichu Pieśń ma, w wiosennym zrodzona przepychu. Błyszcząca kwieciem, które zdobi łany. Stała się rychło na kształt akrostychu: Wciąż drżało w niej i wszędzie imię — mej wybranej... XI. SZUM DRZEW. Przypłynął ku mnie cichy, przytłumiony Jęk, wszczęty w sosnach, na krawędzi boru, 1 wnet ogarnął wszystkie drzew korony. Spowite w ciszy letniego wieczoru. 1 las tajemnych dźwięków miliony, Rozpełzujących się w głębie przestworu. Jął wydobywać z swej piersi zielonej — Zbyt późne echa przedwiecznego wzoru. 1 moją duszę, jakby była drzewem, Pełnem konarów, liściastych gałęzi, Szum ten głęboki w dziwne wprawił drżenie: Nim się spostrzegłem, z cielesnej uwięzi Rwie się i płynie, w ślad za sosen śpiewem Gdzieś w bezgraniczne, nieznane przestrzenie. cS^ XII. ŚWIT WIOSNY. Drzew pękających i drobniutkiej trawy. Co łan zaściela miękkim aksamitem, Woń zalatuje. U góry sinawy Szereg obłoków spiera się z błękitem 0 panowanie w przestworzu — śród wrzawy Dzikiego ptactwa, co, jak łańcuch, zbitem Powraca stadem z zamorskiej wyprawy... Las szumi cicho, nad nim z blasków sitem Słońce wyjrzawszy z poza chmur, miliony Brylantów sieje na deszczem zroszony Milion wierzchołków, na mchy, na radosny Tłum jasnych śnieżek, na białe stokrotki. Żółte pierwiosnki, na fiołek słodki 1 na sasanki, pierwsze dzieci wiosny... ]] MELODYE JESIENNE. CICHE BOJE. Szumią drzewa, szumią. Szumią w czarnym lesie, A wiatr ich listeczki Gdzieś na pole niesie. Niesie gdzieś na pole 1 jęczy żałośnie Po minionem cieple, Po minionej wiośnie. Po minionej wiośnie ] ja łzę uronię, Choć jej ogień jeszcze W mojem sercu płonie. Płonie jeszcze ogień Oj! ten ogień święty, Ale czyjąś ręką We wnętrzu zaklęty. Zaklęty we wnętrzu Jak te skryte zdroje. Co to ze skałami Ciche toczą boje. KASPROWICZ. DZIEU IV. 34 JAN KASPROWICZ Ciche boje toczą Bo braknie im nieba, A im tak błękitów Złocistych potrzeba. Ciche boje toczą, A nikt ich nie słyszy, Aż ulegną skałom W tej ponurej ciszy... 11. TYLE KWIATÓW OPADA ZAWCZEŚNIE. Tyle kwiatów opada zawcześnie — Tyle kwiatów ach! Tyle ludzi wciąż jęczy boleśnie, Tonie w gorzkich łzach. Dłoń jesieni zgrzybiała, ściągnięta Mrozi ciepły dech, 1 człek z kwiatem nie wie, nie pamięta. Że znał słodki śmiech. Dziś i ciebie chce złamać cierpienie. Lecz się w marmur zmień, A niemęskie łez gorzkich strumienie Nie popłyną zeń! 111. ŁABĘDŹ. Bieluteńki, gdyby mleko, Rozwiał na wiatr żagle dwoje 1 płynie, A tu krople z drzew nań cieką, Z drzew, co lica myją swoje W głębinie — Bieluteńki, gdyby mleko. Przodem, srebrną piersią kraje Oplecioną wieńcem trawy Toń jasną. Dziś mu więdną świeże maje. Lecz złociste zórz oprawy Nie gasną. Gdy toń srebrną piersią kraje. Ja swą żałość w sercu tłumię, O tę siną wsparty korę Topoli, Liść mi szumi, a w tym szumie Ukołyszę-ż czarną zmorę Mej doli, Choć swą żałość w sercu tłumię? MELODYE JESIENNE 37 "Wicher coś mi jęczy, głuchy - Gdybyć słodzie] i weselej! — Coś szepce: O, łabędzie, srebrne puchy Nie usłały ci pościeli W kolebce! Tak mi jęczy wicher głuchy... Oto biały ptak przedemną, Pośród wody swemi pióry Trzepoce: Spadły krople w toń już ciemną Z blaskiem tęczy, co śród chmury Migoce, Gdy trzepotał ptak przedemną. Hej! ta rosa, ta perłowa. Nie przystroi chmurnej wody ^ błękity ] mnie śnieżność łabędziowa Nie rozerwie, gdym ja młody, A zżyty, Hej! ta rosa, ta perłowa! Ptak odpłynął, a mnie głuchy Wiatr ni słodzie] ni weselej Wciąż szepce: O, łabędzie, srebrne puchy Nie usłały ci pościeli "W kolebce — Tak mi jęczy wicher głuchy... IV. z PRZYJŚCIEM JESIENI. 1. Zbliża się jesień. Ten duch, co nad bytem Nikłych wszechstworzeń niezłomnemi prawy Od samych włada początków, błękitem Budząc w nich życie słonecznym, śród wrzawy Wichrów szumiących i śród deszczów łzawej Wysłał ją pieśni: niech na lice świata. Choć jeszcze ogniem się pali, swój mgławy Zarzuci welon i potem niech splata W śmiertelny uścisk rękę — twardą rękę kata. n. Zbliża się jesień i na pustej roli — Bez fal pszenicznych, które wiatr wiosenny Z taką kołysał pieszczotą, powoli Ślad swoich kroków wyciska brzemienny: 1 oto gaśnie ostatni, promienny Jaskier, co farb swych pożyczał od słońca: Ostatnia róża w pochmurny, strumienny Wpatrzona kryształ roni łzę i, drżąca Na widok własnych kształtów, oczekuje końca. 111. O prędzej, prędzej, ty zniszczeń aniele! Niechaj od razu te kwiaty w boleści MELODYE JESIENNE 39 Zimnej zastygną! Na ich wątłem ciele, Które wiatr jutro rozproszy bez wieści, Niech się ironią pierś twoja nie pieści! Nie pragnij konań powolnych widokiem. Gdy w każdem tchnieniu tysiąc skarg się mieści. Zamrażać w sercu człowieka głębokiem Zdrój życia, który raźnym płynąć ma potokiem. IV. 0 prędzej! prędzej! Przyspiesz takt symfonii Posępnych skonów: niech głuche rozjęki Wierzby bez liści i trawy bez woni, Jezior bez blasków i róży bez miękkiej Sukni czerwonej, nie hamują ręki Młodej zbyt wcześnie — o niechaj nie kłócą Swymi akordy wesołej piosenki, Którą wybrańcy dni wiosennych nucą. Nim dłonie twe swym chłodem w zwątpienie ich rzucą V. Zbliża się jesień... Ach! nie znam przyczyny. Dlaczego wówczas dopiero w swą własną Zaglądam duszę, gdy horyzont siny 1 gdy się chmury zwieszają nad jasną Powierzchnią wody, kiedy gwiazdy gasną Z okiem przymglonem i gdy liść opada; Dlaczego witam tę chwilę, jak przaśną Uciech godzinę? Czemu na to »biada«. Brzmiące dokoła, pierś ma hymem odpowiada? VI. Czyż obraz śmierci, co dzisiaj zawisnął Zblakłemi usty na sennej postaci Tej smutnej ziemi i tak ją przycisnął Kościstą dłonią, że aż oddech traci, We mnie się jeszcze w swą grozę bogaci 1 tak, jak siebie, obojętnym czyni ĄO JAN KASPROWICZ Na koniec istnień mej rodzonej braci? Czyż moje serce w swej ciemnej świątyni Ofiarną tylko składa cześć zniszczeń bogini? vn. Czyż miliony tych powiędłych liści, Któremi dzisiaj śród piaszczystej drogi Wiatr w rozpasanej pomiata zawiści — Czyliż te czarne, bezkłose rozłogi 1 strop ten, w blaski złocone ubogi. Nie wyrwą z duszy przeciwko naturze, Ostremi dzisiaj raniącej nas głogi. Posępnych przekleństw, podobnych tej chmurze. Co skrą błyskawic gromy zwiastuje i burze? vin. Nie!... ja w rokoszu dziecinnym nie stanę Przeciwko tobie, o matko, promieniem Susząca ciepłym oczy, w łzach skąpane — Wielka porodem i wielka zniszczeniem! Nie! choć mnie dzisiaj razem z wszechstworzeniem. Którego częścią jestem i atomem. Napełniasz smutkiem i otaczasz cieniem — Nawet nad własnych, drogich kolumn złomem. Nie rzucę w pierś ci płonnym złorzeczenia gromem. IX. Ale się zawsze ukorzę przed tobą, 0 słońce, życia początku wspaniały! Wszak ty rozgrzewasz serce martwym globom 1 tych przystrajasz w płaszcz niezmarłej chwały. Co, wiosennymi porwani zapały, W twe walczą imię, ty zbawienia gońcu! Przed tobą, nocy, ukorzę się cały. Życia spoczynku i wrzekomy końcu, Co świeży tor gotujesz jutrzejszemu słońcu. MELODYE JESIENNE 4I X. Przed tobą, wiosno, gdy, nad srebrnym zdrojem Schylona, patrzysz błękitnemi oczy 1 nad swych dzieci kwiecistym rozwojem Płaczesz z radości — tą łzą, co się toczy Po drzew listeczkach i w jezior przezroczy Zlewa się z resztą swych siostrzyc, z jasnemi Fali perłami. Przed tobą, ochoczy. Klęknę, o zimo, ramiony śnieżnemi Strzegąca pól, gdzie spoczął przyszły owoc ziemi. XJ. Przed tobą, życie, i przed tobą schylę Skroń swą, o śmierci, przed słabych tęsknicą. Błogosławiących z rozkoszą tę chwilę, Gdy ty, stalową okryta zbroi cą. Stajesz przed zblakłą i błędną źrenicą 1 z tych rumieńców, co nikną im z twarzy, 1 z owych blasków, co już martwo świecą. Tworzysz zawiązki serc nowych, ołtarzy. Gdzie skra, składana życiu, płomienniej się jarzy. xn. Przed tobą, walko! Przed tobą, pokoju! Zwycięstwo! klęsko! zwątpienie i wiaro! Radości! smutku! nagrodo i znoju! Błogosławieństwo! straszna przekleństw karo! Rzeczywistości i ty, złudna maro! Harmonio dźwięków! dysonansów zgrzycie! Bezdenna próżni! przepełniona czaro! Przed tobą w niemym upadnę zachwycie, Bowiem, że ty się składasz w wieczne Jedno — w Zycie!... X]ll. Wiem, że za mglistą pozorów zasłoną Kryje się wielki posąg granitowy Z okiem błękitnem, z złocistą koroną 42 JAN KASPROWICZ Owijającą się naokół głowy. Jak zórz porannych wieniec purpurowy Wokoło słońca, kiedy światów senność Idzie rozpraszać i spokój grobowy; Wiem, że tam władnie ta życia płomienność Swem hasłem: wieczność treści, chociaż form odmienność. XIV. Wiem, że, co ginie, nie ginie daremnie; Że te promyki, co się dzisiaj stliły. Jutro rozjaśnią i rozgrzeją ciemnie Światłem i ciepłem młodocianej siły — Że te odarte dziś z kwiatów mogiły Jutro przybytkiem będą zmartwychwstania 1 będą szatą weselną świeciły. Wiem, i od zwątpień ta myśl mnie ochrania. Że z ziarn, co dzisiaj padły, znów się źdźbło wyłania. XV. Więc obojętność swojej ręki chłodnej Na mojem sercu bijącem nie złoży, Ażebym dzisiaj, nowych blasków głodny, Spragniony wielkiej, czystej myśli bożej, Która nam złoty, wiosenny raj stworzy. Popadł w grób smutnych przeświadczeń, złamany! W imię nicości, którą świat się trwoży, W zmroku i we mgle jesiennej chowany. Nie pragnę się zatopić w obłoku Nirwany. XVI. Nie stracę wiary w poranek odrodzeń, Choć mgieł się ciemnych tyle dziś pokładło Na senną ludzkość, że z jej skarg, zawodzeń. Krających w bruzdy tę jej skroń pobladłą, Jużby noc wieczną mi wróżyć wypadło; Nie stracę wiary — o nigdy nie stracę. Choć nad zagadnień treścią nieodgadłą MELODYE JESIENNE 43 Tyle dusz silnych marnuje swą pracę, A żaden głos im nie brzmi: » wszak ja wam zapłacę!« XVII. Gdyby ta matka i ta siostra moja, Której wraz jestem i synem i bratem — Gdyby ta ludzkość napiła się z zdroja Cudownych ocknień i, wielka rozbratem Z nocą, podniosła pierś ponad swym katem 1 rzekła: niebo! zwróć mi moje słońce! A niebo znówby błyskawicznym batem Pierś jej przecięło: tak, jabym gorące Łzy ronił, lecz nie straci wiary serce wrzące. XVIII. A gdybym nawet — o przyszłości, blasków Lecz i krwi pełna! — gdybym na głos dzwonów ] surm pogrzebnych, śród błysków i trzasków. Śród klątw i jęków mrących milionów. Sam pod zwalonych gruzem panteonów Kończąc z pragnienia, nic więcej nie zoczył — Nic, nic, prócz dymu, zgliszczy i prócz skonów, W gróbbym bez bluźnierstw z tą wiarą się stoczył. Że świat do życia zawsze przez śmierć będzie kroczył... JESIEŃ. 1. Ostatnie snopy zamknięto w stodole... Po żółtych rżyskach, przetykanych trawy Zwiędłej resztkami, słońca blask złotawy. Wijąc się, martwe chce ożywić pole. Demon zniszczenia wzniósł się ponad światem. Dziwnie łagodny, dziwnie uśmiechnięty. Jak gdyby pragnął skon, przez siebie wszczęty, W źródle poezyi utopić bogatem. A przecież siła w jego piersi drzemie Straszna, jak pomór, co jednym podmuchem Milion bytów bez litości truje. Patrzcie, za chwilę upadnie na ziemię Całem swem cielskiem i w milczeniu głuchem Jej tchy serdeczne w szron i lód zakuje. ]]. Na stokach góry spoczął las brzozowy 1 milczy... milczy... Widać mu nie dano. Ażeby skargą jęknął rozpłakaną Nad wieńcem liści, więdnących u głowy. MELODYE JESIENNE 45 Może się wsłuchał w cichy szept potoku. Co blaski słońca wieczornego chłonie, 1 tak zapomniał o grożącym skonie 1 o tej burzy, co przyspiesza kroku. Zerwał się wicher i z chmury niewielkiej Spadł deszcz rzęsisty i las się z marzenia Zbudzi i głośno nad sobą zabiada: Na mchy i paproć płyną łez kropelki, A z niemi razem liść po liściu spada 1 — w tłum szkieletów cały las się zmienia. III. Powiał chłód nocny... Drzewa pieśń jesienną Nucą po cichu — nad kolebką własnej Zagłady... Z chmurek wyjrzał miesiąc jasny. Jak upiór, głębię rzuciwszy bezdenną. Nędzną wioszczynę sen otulił w sploty "Wrześniowych zmroków... Z karczmy tylko bije Dumka pijana, która tyle kryje Dzikiego bólu i dzikiej tęsknoty. 1 ona zmilkła... Umilkł głos ochrypły... Cyt!... To chróst trzeszczy, to wrota zaskrzypły; Ostatni wieśniak spać do domu kroczy. Jutro się zbudzi, znowu o pół doby Bliższy tej śmierci, co tam gdzieś, w żałoby Zielsko owita, wlepia weń swe oczy. V]. PORANEK. Noc już kona, już zrywa gwiaździsty się wianek: Jak kwiecie ginie z wiatrem, nikną gwiazdy w górze.. Znikły... Jedna na niebios błękitnym lazurze Rozlała blask jutrzenka — przeddniowy kaganek. Patrząc w wodę, jak w lice kochanki kochanek — Szczęśliwy!... przecież nie wie, że miłości róże Wnet zerwią i rozwieją wietrzyska i burze... — Ach! cudny, choć zimowy, zawitał poranek. Zgasła jutrznia, a słońce pośród zórz korali Stroi nagie drzew szczyty w tęczowane suknie. Lub łamie swe promienie o kryształy fali... Cicho wszędzie... Ni piosnki usłyszeć śród sioła, Kra tylko, falą pchnięta o krę czasem huknie... Smutno... smutno... a jednak — jak pięknie dokoła! io ^)f Coraz to bliżej! Hejże, coraz bliżej! Oto już widzę: Śród gruzów i zielska Wiją się z głodu poskręcane cielska, A inne drgają, przybite do krzyży. ))1 cóż? wypoczniem?« z chichotem zawarknie, Niby gadzina, co zęby wyszczerza Nad kęsem ścierwa, nad trupem — szermierza.. . ))Na ten spoczynek pewnie że ci sarknie Wszystek twój rozum, ty mój charcie gończy!« ))Pędź! pędź!« — wyjęknę — »tam, gdzie byt się kończy!« III. ] tak pędzimy, oboje szaleni: Ona jak olbrzym, zbrojny w piekieł moce. Co swemi stopy las dębów druzgoce, A ja, jak piłka!... Hej, któż mnie obroni?!... ))Spocznij!« znów błagam; ))w tej straszliwej jeździe Sił mi już braknie, drżę, jak te paprocie! Oto polanka! las się kąpie w złocie: W świcie porannym i w porannej gwieździe. Spocznij! czy słyszysz ?« — Z góry przez półcienie Spływał dźwięk ku nam, poczęty snąć w niebie: »Tu u stóp bożych cisza i zbawienie!« ))Chodź! chodź tam! dotąd to nie nasza droga!« Pogna mnie znowu i znów w gąszczach grzebie — ))Dla nas! tak! dla nas niema nawet Boga!« Ul. ZAPRAWDĘ! OD LUDZKIEJ DOLI!, Zaprawdę! od ludzkiej doli Szczęśliwszą stworzyły losy Szumiącym zbożom na roli. Co jutro padną od kosy. Słońce je ogniem swym grzeje. Wiatr pieści, deszczyk je chłodzi, Aby spełniły nadzieje, Z których w bród chleba się rodzi. Na mojej duszy zagonie Słońce majowe nie płonie, Rosisty deszczyk nie pada: Zorany, odłogiem leży. Miast żyta zielsko się szerzy 1 ziarna, próżno siane, bezlitośnie zjada. IV. NIE ZDRADZĄ OCZY MOJE. Ach! sercem mi oddani Chcą nieraz, patrząc w oczy. Odgadnąć z nich, co rani — Co tak mą duszę tłoczy. Daremnie! O daremnie! Nie zdradzą oczy moje. Czemu swe gniazdo we mnie Uwiły niepokoje. Na niebie świecą słońca. Przy mnie się miłość pali. Co zdrowie niesie bytom: Daremnie! aż do końca Pójdę i zginę w dali Sam z troską mą ukrytą. cóż JEST WARTE ŻYCIE BEZ UNIESIEŃ. Cóż jest warte życie bez uniesień, Bez tych szaleństw, którym ludzie chłodni Dają miano występku i zbrodni? Takie życie, to jak słotna jesień: Niema słońca, co świeci i grzeje. Niema kwiatu, co szerzy swe wonie. Tylko wicher po pustym zagonie Z przeraźliwą monotonią wieje. Za to wiośnie podobne jest życie. Gdy kochaniem wzbiera i cierpieniem. Gdy się zrywa ku gwiazdom w błękicie: Blaski, ciepło i zapachy świeże Tego życia bogatem są mieniem — To wszystko, co swe źródło z bożych natchnień bierze VI. STŁUM TC CHĘĆ ŻYCIA! 0 serce biedne, o zdeptane serce! Poco tak rwiesz się do dalszego bytu? Czyli-ż nie lepiej w zawodów rozterce Rzucić na zawsze jesienne kobierce ■Łez i przekwitu? Czyli-ż nie lepiej raz zginąć, jak liście. Które wiatr — patrzaj! — ścina z tego drzewa, Niżeli czekać tak na wiosny przyjście. Co tobie, serce, nie zalśni ogniście 1 nie zaśpiewa? Czy strach ci próżni, co za grobem zieje? Czy cię przeraża ach! to nic bezdenne. Gdzie świt swych brzasków srebrzystych nie leje. Gdzie się pragnienia kończą i nadzieje. Te widma senne ?! Stłum tę chęć życia! Nie różni się niczem Od tamtych bezdni pustka wokół ciebie! Tylko, że tutaj pali cię swym zniczem Ułudna gwiazda, drżąca na zwodniczem Pożądań niebie... VII. CHŁÓD MNIE OGARNĄŁ. 1. Chłód mnie ogarnął... O biada mi, biada!... Czyż żar wczorajszy na zawsze już minął? Czyż zżółkły demon, który dziś mi składa Zimne całunki na ustach, owinął Pierś mą na zawsze, abym wiądł i ginął. Jako te zioła na pustem przydrożu? Ażebym zamilkł, jak potok, co płynął "Wczorajszej doby radośnie ku morzu, A dzisiaj legł, uwięzion w lodowatem łożu?... 11. Czyż pod ciśnieniem zimnego wyziewu Mam być dziś statuą, lecz statuą bez życia? Śpiewem — lecz tylko wczorajszego śpiewu Echem bezdźwiccznem? Kwiatem — lecz bez kwiecia? Blaskiem — bez ciepła? Łodzią, do rozbicia Niosącą ludzi, którzy w niej złożyli Swoje nadzieje i serc swoich bicia? Żywym upiorem, co się darmo sili Odwalić wieko trumny w przebudzenia chwili?... 111. Chłód mnie ogarnął... Ach! gdzież ty. Miłości, Coś mnie ciepłymi otaczała sploty ANIMA LACHRYMANS 1 05 Ranem wczorajszem? Czy już nie zagości Obraz twój we mnie? Czyli-ż duch twój złoty Stał się już cieniem, nikłym, bez tęsknoty Za światła zdrojem? Czy już nie zawładnie. Pełen młodzieńczej wiary i ochoty, Nad moją głową, nim na pierś opadnie Bez myśli? nad mem sercem, nim bez uczuć zbladnie? IV. Zbliż się ty ku mnie i usta rumiane Przyłóż do piersi, aż ten prąd miłosny Zmieni me nerwy w struny, rozegrane Smyczkiem artysty w dźwięczny hymn, w radosny Hejnał zaślubin, w świtającej wiosny Hołd przynależny, i serce me potem Złącz z sercem ludzi: tych, którzy żałosny Prowadzą żywot, że nie jest żywotem, ] tych, co się radości olśniewają złotem. V. Tak! Złącz mnie z tymi, których jęk stłumiony Dziś do niebieskich szczytów nie dobija. Lecz się po ziemi wije i, skroplony W krwawe rubiny, napowrót się wpija "W^ serca nieszczęsnycli, jak w swą zdobycz żmija! Połącz mnie z tymi, którym dzień słoneczny Mgłą jest i nocą więzienną, co mija, By znów się zacząć, wiążąc w zmrok się wieczny Bez słabych nawet błysków i bez drogi mlecznej... VI. Każ mi ukochać i tych, co przed zorzą Dnia jutrzejszego padną; co śród łzawej. Serdecznej skargi w trumnę się położą, "W trumnę dziejowych losów, gdy śród wrzawy Smutnych zapasów duch jutra nad mgławy Świat się uniesie i miejsca tu grobom lo6 JAN KASPROWICZ Nowym udzieli, śmierci nowej strawy: Każ ich ukochać, ty, wielka żałobą! Niech między mną nie będzie przedziału i tobą... VII. Tak! niech ukocham to, co jest w wszechświecie, ] to, co w sercu człowieka się mieści: Rozpacz, co duszę kamieniem mu gniecie. Rozkosz, co widmem słonecznem go pieści. Niech się skrysztalą w hymnu mego treści... Jego nadzieje, porywy, zachwyty. Jego upadki śród jęków boleści Niech się wyryją śród bronzowej płyty Mej duszy, niech się złożą w pomnik niespożyty. VII]. Wówczas ma dusza ich duszą zarazem, A moje serce, sercem tych walczących; Wówczas pieśń moja stanie się obrazem 0 harmonijnych barwach, a gorących. Rzeźbą o liniach spokojnych, kryjących W swoim spokoju płomienny żar ducha — Będzie muzyką o tonach, płynących W rozległem echu, w które człek się wsłucha 1 w głębi swego serca zgasłe skry rozdmucha. VII]. NIE ŻAŁUJC. Żem młodo rzucił próg rodzinnej chaty ] biegł za słońcem, które złudne snuje Pasma za sobą, żem darmo zapłaty Szukał za trudy tam, gdzie zblakłe kwiaty, Nie żałuję. Żem między ludzi poszedł, tam, gdzie dźwięki Młodzieńczej pieśni dzika rozpacz psuje, Żem ścisk zobaczył wychudzonej ręki ] łzy w źrenicach, żem usłyszał jęki. Nie żałuję. Że mi podano gorycz do wypicia. Co jadem swoim zdrój miłości truje. Żem śród czarnego nie znalazł pokrycia Złocistych cacek i jasnych farb życia. Nie żałuję. Że się otarłem o te brudne ściany. Gdzie świętych uczuć sprzedajność króluje. Żem rękę włożył w ropiejące rany 1 na świat wyszedł kałużą zbryzgany. Nie żałuję. lo8 JAN KASPROWICZ Żem jak mogilny krzyż, co skier nie ciska, Choć go przechodzień gorąco całuje, Że, kiedy stoję u nieszczęść urwiska, Żadna boleści łza z ócz mi nie tryska, Nie żałuję. Że moja dusza walkami się strudzi 1 że tych kajdan los jej nie rozkuje. Że żywot skończę zdaleka od ludzi, Że mnie do nieba archanioł nie zbudzi. Nie żałuję... IX. DROGA GOLGOTY. W jeruzal emskie bramy Gdy wjeżdżał syn Jehowy, Zawołał lud: »Witamy!« 1 rzucał liść palmowy. Naokół ciasne mury Rozpierał hymn radosny: ))To on, co w zmrok ponury Sprowadza promień wiosny!« Lecz w Mistrzu hołd ten wielki Na ducha jasnej zorzy Wnet cieniem się położy: W źrenicach łez kropelki Zgasiły żar ich złoty — Mistrz przeczuł, że ten tryumf to droga... Golgoty. X. MATER DOLOROSA. Patrzcie na twarzy tej wychudłej bladość. Spojrzyjcie w oczy, przymroczone łzami! Gdzież jest ta życia niezmącona radość. Co złudą blasków promienistycłi — mami. Co żądzy bytu, przelotnie nad nami Jaśniejąc, czyni już zadość? Acłi! znikły, znikły wszystkie barwy świeże Z twych lic, o matko bolesna, ludzkości, Jak mkną przed nocą słońca skry zbyt chyże, A na ich miejscu przeświadczenie gości. Że ci się wznosić wciąż będą ciemności, A ideałom twym krzyże... Xl. PO DESZCZU. Po deszczu kwiaty odetchły i w górze Świeżych zapachów pełna atmosfera: Każdy jej atom snąć kroplę zawiera Tego balsamu, którym żyją róże... Chmury rozdarło słońce, ten cud boży, 1 świat, co, zda się, ze zmęczenia kona. Zadźwięczał cały, jak posąg Memnona, Kiedy nań jutrznia swój całunek złoży... A dusza ludzka, która tonie w krwawej Przebojów słocie i wszystkie swe liście Traci wiosenne ach! dla nic wielkiego. Czyż jest naprawdę lichszą od tej trawy? Anioły blasków bytu jej nie strzegą ] czas wytchnienia znikł dla niej wieczyście. Xli. RZUĆ Z SIEBIE, DUSZO... Rzuć z siebie, duszo, te pożółkłe liście. Stań się, jak zdrowe te byty, co wierzą W radość wiosenną, w ciepłych blasków przyjście! Niecłi z ciebie zdroje kryniczne uderzą 1 niechaj spłyną na szeregi bratnie, Z bólu omdlałym podobne rycerzom. Tchnij w nie tę siłę, co boju ostatnie Przemienia chwile w głośny tryumf życia. Rwąc bladej śmierci kiełzającą matnię... Co? i ty padasz? Więc doba przekwicia Przyszła i na cię, jak na owe zioła. Co wśród leśnego więdną gdzieś ukrycia? Tak! choć ogarniasz wielki świat dokoła. Od tej roślinki nie mocniejszą-ś zgoła... Xlii. 0 ZBLIŻ Się, ŚMIERCI! O, zbliż się, śmierci, senna śmierci! Zwojem Swych chłodnych ramion obejmij te skronie. Które się palą; zbliż się ze spokojem. Którego niema w tem łonie. Ty mnie nie straszysz chrzęstem trupich kości. Ty mnie pustemi nie przerażasz oczy. Ni tem robactwem, co w mogiłach gości 1 ciała toczy, ach! toczy! To o n i widzą obraz grozy w tobie, O n i stawiają cię w rozkładów brudzie, W tym ciasnym, ciemnym, w tym cuchnącym grobiel Lecz cóż mi oni, ci — ludzie?... Dawniejsza miłość, co przygarnąć chciała Wszystkich, przeczysta, do serca, dziś na nic! Na nic! w nienawiść zmieniła się cała, O tak! w nienawiść bez granic! O, zbliż się, śmierci! O, zbliż się, aniele! Niech cichy szelest twych słów mnie odwoła: Ty, co gotujesz spokój i wesele, Wyrwij z tych ludzi mnie koła. MSPROWICZ. DZIEtł IV. V CIRCULUS YITIOSUS SOLAMEN MISERIS. Jest straszna siła — jak ją nazwać, nie wiem Co tak nam wnętrze skuwa w swe łańcuchy. Że wielki zamiar przemienia się w głuchy W^yrzut sumienia, piekący zarzewiem. Lais ostatnia — bezwstydem odpycha, A jednak w uścisk zamyka nas podły 1 strąca myśli, co ku szczytom wiodły. Że u trucizny pełzają kielicha. Ach! ileż razy moje wnętrze biedne Było igraszką w rękach tej przemocy ] jak ja kląłem pierwszy dzień żywota! A w tej rozterce, w tej bezdennej nocy Pociechę miałem — nędzną — tylko jedne: Że nie mną samym duch piekielny miota. cgeg:) 11. ZAGAŚNIJ SŁOŃCE! Zagaśnij, słońce, bo na cóż promienie. Które do serca nie wnikają głębi! Niechaj do reszty mnie ten lód wyziębi. Jakim naokół tchnie boże stworzenie. Dziwna, że człowiek, co wyszedł z pod ciepłej Jak mówią — ręki Mistrza nad mistrzami. Nawet najmniejszą iskrą nie omami Bratniego serca i myśli zakrzepłej. Straszna w tem wszystkiem musi być zagadka: Albo człowieka żaden Bóg nie stworzył. Lub z powszechnego prawa tak wydrożył, Tak się wypalił duch mój do ostatka. Że dlań już ognia żadnego nie stanie... Zagaśnij, słońce! Pocóż rozwiązanie?! CŹ!^ Ul. ZGRZESZYŁEM!... Tak! gdybym wierzył w spowiedzi skuteczność. Kląkłbym przed wami, ideałów stróże, 1 rzekłbym, łkając: Patrzcie! jakie burze, Z grzechu poczęte, starły mnie na wieczność... Ongi, do twardy cli przebojów jedyny. Byłem jak żołnierz, albo jak ten łowiec. Którego dziki nie straszy manowiec. Gdy spieszy w ślady szlachetnej zwierzyny. A dziś — słuchajcie!... O nie! nie! Przytłumię Tę chęć, co wyznać każe wobec świata Całą mą nicość, abym ulżył sobie... Nie dla mnie ulga! ^ sercu i rozumie Wyryłem sobie prawo ręką kata: Pokutuj, milcząc! Ulgę znajdziesz w grobie. lY. FLECTAMUS GENUA. W proch! w proch przed blaskiem, który z serc wytryska ] serca wzajem zapładnia, że kwitną Jako te lilie, patrzące w błękitną Toń niebieskiego nad nami sklepiska. W proch! w proch! choć w tobie szatany zazgrzytną, Choć wić się będzie, jako żmija ślizka, Ta przemoc złego, która gwałtem ściska W swoich pierścieniach wszystką żądzę szczytną! W proch! w proch upadnij!... Zaklęcia daremne! Świadomość siebie stracił syn człowieczy. Gdy raz trującej zakosztował cieczy: Zamiast przed słońcem zginać korną szyję, Z którego powstał, ach! i którem żyje. Czci niszczycielki swe — potęgi ciemne... AMAYl. Kochałem niegdyś... Nie kłam, zwiędłe serce! Ślepą się nie łudź paprocią, śród boru Dzikich rozpędów wzrosłą, ni fosforu Blaskiem, co nie ma ciepła w swej iskierce... Po stromych szczytach duch pychy mnie wodził. Chorej gorączki uczynił mnie jeńcem. Co bój zwycięski staczała z rumieńcem. Gdy się ukradkiem z twoich głębin rodził... Dziś chciałbym spocząć na łagodnych ręku 1, zapatrzony w ócz przeczyste dziwy, Wciąż szeptać: kocham! ach! kocham, szczęśliwy! Lecz rdzą do środka przeżarte żelazo Wszakżeż ze siebie nie wyda już dźwięku. Co dla serc zdrowych świętą jest ekstazą! VI. ODl PROFANUM YOLGUS. Czemu uciekam od natłoku ludzi? Tak mnie niejeden pyta się, zdumiony... Czyż grzech, co z czoła zrzuca im korony Bożego piętna, we mnie wzgardę budzi ? Czy-m jest z tycłi karłów, co, w dumie niezdrowej Wzniósłszy nad miarę serca i rozumu Kościół dla siebie, drżą, by dotyk tłumu Tej ich karcianej nie zniszczył budowy? Nie! nie! Ja w ciemnej swego wnętrza kaźni. Jak ów pustelnik, wyklęty ze świata, Z tej się zamykam bolesnej przyczyny — Aby nie czytać w oczach człeka-brata, W których swój obraz widzę najwyraźniej. Własnej słabości, ach! i własnej winy!... cŹ^ VII. w ROZBOLAŁEGO SERCA ŻYWĄ KSICGC. W rozbolałego serca żywą księgę Zapisz na zawsze słowa takiej treści: Jak ruda w ogniu znajduje potęgę Oczyszczającą, tak człowiek w boleści. Kie! Tam, gdzie tęcza wielkicłi żądz swą wstęgę Rozsnuwa barwną, gdzie na suknię części 1 cłiwały zmienisz powszednią siermięgę, 'Wznosi się dusza na skrzydłach boleści. Gdy więc na grzbiecie twoim los zaznaczy Krwawe swe ślady, los, co się nie pieści Z człekiem, wszak nawet zrodzonym w boleści: Ty nie otwieraj wnętrza dla rozpaczy, W której się ducha osłabienie mieści. Tylko błogosław! błogosław boleści!... Yl W CIEMNOŚCI SCHODZI MOJA DUSZA I 1. "Wierzyłem zawsze w światła moc, Władnącą nad mrokami, A przecież nieraz wiarę tę Gorzkiemi zlewam łzami. ] wstaje z morza gorzkich łez Zjawisko wnet olbrzymie. Nachyla ku mnie smutną twarz, A Rozpacz mu na imię. Nachyla ku mnie bladą skroń. Źrenicą wabi ciemną. Zamyka w uścisk, ach! i świat Zamyka razem ze mną. 11. w ciemności schodzi moja dusza, W ciemności toń bezdenną. Pól elizejskich już nie widzi. Zawisła nad Gehenną. W górze nad losem mojej duszy Boleje anioł biały, A tutaj szyki potępieńców Szyderczo się zaśmiały. Szydzą z mej duszy potępieńce. Że cząstka jasnej mocy. Co rodzi słońca, niema władzy, By złamać berło nocy. Ul. Zazdroszczę nieraz tym, co w grobach leżą. Owianych trawy szeleszczącą ciszą: Dusze ich, rozbrat wziąwszy z ciał odzieżą. Jęków ziemskiego boIu już nie słyszą. Na lotnych skrzydłach wielki przestwór mierzą, M.elodyami sfer wonnemi dyszą; W twarz zórz i słońca zapatrzone świeżą, W promiennych blaskach pyłem blasków wiszą. A tylko czasem schodzą na mogiły, Oblane światła miesięcznego falą. Cicho po trawie aksamitnej depcą ] dla tych bytów, co, stargawszy siły W przebojach z życiem, na swój los się żalą, Alelancholijną pieśń ukojeń szepcą. KASPROWICZ. OZIFU IV. IV. o niezgłębiona duszy toni, Ty w ciasnej piersi mórz ogromie! Na burzę wichr już głucho dzwoni. Już gwiazd iskrzących gasi płomię. już ci palcami strasznej dłoni Demon nawałnic sięgnął do dna — 0 zachmurzona duszy toni. Przed chwilą jeszcze tak pogodna! Zrywasz się, jęczysz, szukasz broni, "Wał bijesz wałem śród tej męki, Łkasz żądzą ciszy — cóż ci po niej ? W pieśń się zmieniają twoje jęki! 1 pieśń ta huczy, pieśń ta dzwoni, W rytmicznych falach okrąg nurza: ] przestwór słucha tej symfonii, Którą-ć wyrwała z głębin burza. Z dziwu wichr staje w chmur pogoni. Tylko melodyą razem dyszy: O nawałnicą śpiewna toni, Czemu tak bardzo żądasz ciszy?! z głębin przestworu, z ciemnych chmur, nad wilgotnymi łany. Jak srebrny opar wstaje duch z promieniem wokół głowy: Rośnie w mych oczach, niebios tór rozjaśnia, mgłą owiany. Strząsa ostatni śniegu puch z swej sukni lazurowej. Uderza w róg swój: szumi bór i szumią rzek bałwany. Ziemia wytęża wszystek słuch i rychło na dąbrowy, Na senne niwy wiedzie chór swych dzieci rozśpiewany. Błogosławiących twórczy ruch, okrytych w liść majowy. 1 moja dusza chłonie wraz ten hymn, budzący zioła. Rwie się do wonnych światła fal, lecz widzi poniewoli, Że się w liść świeży, jak ten las, naodziać już nie zdoła. 132 JAN KASPROWICZ Mrok ją ogarnia, mrok i żal — skarży się swojej doli: 1 duch, co życia przywiódł czas, gasi swój blask u czoła 1 razem z nią w bezmierną dal szumi pieśń melancholii. ^ VI. Ach! nieraz mi się zdaje, gdy tak samotny kroczę W zachodu cichem złocie, zadumą ogarnięty. Ze cień, co, długi, wstaje z pod nóg mych i swe mroczę Na ziół tych ściele krocie, nie ze mnie jest poczęty. Lecz, że z przeszłości fali, czy z przyszłych dni głębiny — Hen! tam, gdzie ziemi końce — byt jakiś, tu nieznany, Wychyhł się w oddali i że cień jego siny Dnia dzisiejszego słońce, mrąc, rzuca na te łany. 1 tęskność duszę chwyta na wierchy gdzieś tajemne, Lecz wraz ku memu łonu zbliża się lęk ponury: Ach! widzę, jak, okryta w całuny mgławic ciemne. 134 JAN KASPROWICZ U Stóp mych przepaść dyszy głębokiem, cichem tchnieniem.. Jak przed zjawiskiem skonu, zwrócony do purpury Zachodu, drżę w tej ciszy — przed swoim własnym cieniem. <^!^ V]]. żyda ogromne morze grzmi przedemną, A ja na brzegu stoję zadumany, Lękam się nawet spojrzeć na bałwany, Oczy mam tylko w dal utkwione ciemną. -Łódź na mnie czeka... Wrą żywiołów boje. Głosem trytonów wzywając w odmęty, A ja się wiosła nie imam: przeklęty. Samotny żeglarz, bez odwagi stoję. Pół sen, pół jawa — oto dzień żywota, Pędzon na żwirach pustego wybrzeża, O które fala daremnie uderza. Daremnie z hukiem srebrne piany miota. Pancerne statki wyruszyły w drogę: "Warczą ich koła, z paszcz buchają dymy, Płyną po głębiach, jak ptaki-olbrzymy, Precz poza sobą zostawiwszy trwogę. A ja, w dal mając zatopione oczy. Na jawie przędę z mgieł obrazy senne. By okryć niemi to morze bezdenne. Co z takim szumem swoją wieczność toczy. 136 JAN KASPROWICZ Na karku tylko dreszcz mi usiadł blady 1 rwie mą przędzę bezlitosną dłonią: Chwila, a w cłimurach pioruny zadzwonią, Mego wybrzeża wstrząsną się posady. Cłiwila, a orkan porwie swe obroże, Z nóg i z rąk swoich ciężkie pęta zrzuci ] w zaślepieniu szaleństwa wywróci Z granic kotliny rozszalałe morze. Cały ten ogrom z łożyska wyważy: Ku niebu wzdmie się ta pierś Lewiatana, By, płomieniami błyskawicy zlana, Opadnąć z jękiem tonących żeglarzy... Topi się ołów przestworu! Z łoskotem, Z trzaskiem i sykiem już się woda pali! Błogosławiony, kto ginie w tej fali, W walk żywiołowych rozognieniu złotem. Błogosławiony, kto pochwycił wiosła 1 jak bohater puścił się w swej łodzi Na wichr, co nad nim dziką pieśń zawodzi. Na toń, co pod nim w dziki szał urosła! Błogosławiony, kto z swej ludzkiej duszy Umie wykrzesać pokrewieństwo burzy. Swe błyskawice w głębinach zanurzy. Swoimi grzmoty przestwory poruszy! Zalewasz brzeg mój, rozhukany wirze?! Piekielna mściwość twe skrzydła rozpędza? Zalej go! zalej! wszak na nim śni nędza. Co swoje własne, gnuśne stopy liże!... Zalej go! zalej! Z ciałem Prometeja W piarg się rozpadły zębate opoki! w CIEMNOŚCI SCHODZI MOJA DUSZA 1 37 Wybrzeże piasek zasypał głęboki: By stężał w turnię, znikła już nadzieja! Zalej go! zalej ten mój brzeg przeklęty, Bezpłodny, pusty i, jak rozpacz, nagi: Więzi mnie na nim trwożny brak odwagi. Gdy w krąg żeglarze spieszą na odmęty. 0 niema łódko, a przecież wymowę Strasznych demonów mająca!... O wiosło. Coś się ze ziemi, jak gigant, podniosło 1 idziesz na mnie, na senną mą głowę! Falo, wiodąca wciąż ze sobą wojnę! Śmiałe, po falach wciąż krążące statki! Żagle, rozwiane niby kwiecia płatki! Maszty, w flag tysiąc różnobarwnych strojne! Życia ty morze, tak grzmiące przedemną. Gdy ja, na brzegu stojąc zadumany, Lękam się nawet spojrzeć na bałwany 1 wzrok mam tylko w dal utkwiony ciemną — Gdy ja, w dal mając zatopione oczy. Na jawie przędę z mgieł obrazy senne. By okryć niemi to morze bezdenne. Co z takim szumem swoją wieczność toczy. VIII. Byłeś mi dawniej bożyszczem, o tłumie! Wiarę mą trawił twój żołądek wraży! Dziś moja miłość już zgiąć się nie umie Na stopniach twoich bezbożnych ołtarzy. Dziś z resztą siły poszedłem w bluźnierce, Ma dłoń słabnąca dziś twój bałwan kruszy. Krwawy Molochu, coś pożarł me serce. Jak wampir wyssał drogi szpik mej duszy! Królu w łachmanach, siedzący na tronie, Z którego zdarto bisior i złocenia! Ogniem zawiści twoje oko płonie. Chciwość twe usta w wstrętną paszczę zmienia. Wytrzeszczasz straszne bazyliszka oczy, Albo je chytrze przysłaniasz obłudą, Wabiąc zwierzynę, która we krwi broczy Pod twym pazurem, pod twą ręką chudą. Żer w twe koryto ciągłe znoszą wieki. Wnętrzności swoje rzucają-ć pod nogi. Ty, od nasyceń wieczyście daleki, Wściekłyś z pragnienia, — jak żbik, z głodu-ś srogi w CIEMNOŚCI SCHODZI MOJA DUSZA 1 39 Myśli, uczucia, prorocze ekstazy, Czystość poświęceń, rycerskie porywy. Modły zachwytne, dyscyplinne razy. Krwi stygmatycznej święty strumień żywy — Gwoździe, co sine przebijają ręce. Ciernie, co kłują bladożółte skronie — "Wszystko to ginie w twej potwornej szczęce. Wszystko to brzucli twój w swoicłi bezdniach chłonie. Przywlokłeś ku mnie swe nogi żebracze, Bose, zziębnięte w śnieżystej wicliurze, 1 dusza moja już litością płacze, 1 już ci cały, jak pachołek, służę... Przyszedłeś ku mnie, ty płazie człowieczy, Z odgniotem jarzma na schylonym grzbiecie, ] już ma dusza ciemięzcom złorzeczy. Już w twej obronie bicz rzemienny plecie... Przyszedłeś ku mnie, dzierżycielu pięści, ] pokazując nabrzmiałe ramiona — ))Glob się z tej mocy rozpadnie na części. Świat zła — krzyknąłeś — pod tym gromem skona!« Jak nie uwierzyć w żelazne ryskale. Co w pył wiekowe opoki rozkruszą?! 1 bałwochwalcze już kadzidła palę Tobie, o tłumie, żeś owładł mą duszą! Widzę: olbrzymie szeregi się zbiegły — Skórzane mają u pasa fartuchy... Tylcami młotów walą w świątyń cegły, Przestwór wypełnia huk i łoskot głuchy!... Widzę: centaury przebiegają ziemię, Aliast łuków, dzierżą płomienne pochodnie! J40 JAN KASPROWICZ Kopyta w iskrach!... Gdzież ta siła drzemie, Co łun powstrzyma rozszalałą zbrodnię? Są w twojej piersi wulkaniczne ognie! Ale stracony, kto się od nicli zajmie! Serce swe spali, duszę swoją pognie, Jak ćma, tak spłonie w twym służalczym najmie. To jest konieczność: padł, orząc twe łany. Ty go przygnieciesz swem cielskiem kosmatem. Brutalny zwierzu! Ty, bożku miedziany. Runiesz na niego całym swoim — światem... A sam na pulchnej od popiołów roli. Na którą padło to przekleństwo boże. Będziesz już brzuch swój wypasał dowoli. Nienasycony, stugębny potworze! Ty wrogu ducha! Stopami z ołowiu Zdeptałeś kwiaty, które dłoń posiała Bożego siewcy: na zwiędłem pustkowiu Straszny dla duchów stawiasz ogrom ciała! Gdzieś dawnych bożnic zburzył fundamenty. Tam nowy kościół dla ciebie powstanie, O nieskalany! o boski! o święty! O ty mocarzu! królu i kapłanie! Jest wielki ołtarz! Cały złotem błyszczy! Na nim twe ścierwo rozpiera się tłuste. Między pierwszemi najpierwsze z bożyszczy. Na swych kolanach pieszczące Rozpustę! Długo tak będziesz cesarzył, o krwawy. Dziki Molochu, coś pożarł me serce? Aż śród piekielnej obedrą cię wrzawy Jadła i picia spragnieni odzierce. w CIEMNOŚCI SCHODZI MOJA DUSZA 141 Żebrak cię zwali, zziębnięty i bosy. Ten, co swą nędzą do łez cię poruszy! Sługa jarzemny rozstrzygnie twe losy, Wampirze, ssący drogi szpik mej duszy! Dzierżycie! pięści w twoją pierś uderzy. Na karku twoim swą stopę położy. Zdrajco, coś ze mnie zdarł zbroję szermierzy, Więżąc mnie w swojej dławiącej obroży!... IX. Modlitwo moja, cicha i bez słów, Ku gwiazdom płyniesz z mej znękanej duszy! O swej tęsknicy złotym gwiazdom mów. Niech je twój smętek do żalu poruszy. Modlitwo moja, cicha i bez słów. Z głębin powstajesz, a ku wyżom mkniesz Na skrzydłach dziwnie tajemniczej mocy; Niema-ś, a jęczysz, jak zraniony zwierz, Rozbrzmiewa wokół wielki płacz sierocy, Gdy, wstawszy z głębin, ku wyżynom mkniesz. ■Łowisz po drodze głuche szumy drzew. Które wiatr bujnej pozbawił korony: Przygnębiający, pogrzebowy śpiew, Na strunach żałob jesiennych zrodzony, •Łowisz po drodze z serca nagich drzew. Nad brzegi idziesz spochmurniałych wód, Na żółte łąki, na zwiędłe ścierniska. Mgłą się opijasz, przejmuje cię chłód, Co z ziół zeschniętych siwy szron wyciska Ponad wodami spochmurniałych wód. Odlatujący ścigasz ptactwa klucz. Siedzisz, czy bracia w drodze się nie znużą; w CIEMNOŚCI SCHODŹ] MOJA DUSZA 143 Żałość wyziera z twych pobladłych ócz, Gdy spoczniesz w gnieździe, rozrzuconem burzą, W gnieździe, skąd ptactwa precz uleciał klucz. Porywasz szepty z spiekłych ludzkich warg, Wnikasz do wnętrza złamanego człeka, Niedomówionych, lub przycichlych skarg Żywisz się strawą: radości daleka. Chłoniesz szept bólu z spiekłych, ludzkich warg. Modlitwo moja, cicha-ś i bez słów. Choć jesteś sercem głośnych jęków świata. Który, ścigany przez złowróżbny huf Nędz nieodstępnych, ku gwiazdom ulata Z tobą, modlitwo cicha i bez słów. Na ziemię bożą wielki upadł cień. Widma rozpaczy po jej ścieżkach suną. Powietrze pełne ich wymownych drżeń. Że mrok się rozlał nad zagasłą łuną. Że na tę ziemię wielki upadł cień. W wiekowych bojach zwątlał zastęp dusz, Zgłuchły zwycięskich pochodów tententy; Z dróg się podnosi suchy, biały kurz, Ale z pod ciężkich stóp orkanu wszczęty. Co w boju wieków pobił zastęp dusz... Długie westchnienie krwawych, przeszłych lat. Zgasłych na polu przygasłej już chwały. Oto mój pacierz! Nie cząstka, lecz świat W jego cichości zamyka się cały Długiem westchnieniem krwawych, przeszłych lat. Sil się, milcząca modlitwo, ach! sil, Abyś w sferycznej swej drodze nie padła, Straszną rozterką tych dzisiejszych chwil... 144 JAN KASPROWICZ O jak gorzkiego potrzeba ci jadła — Sil się, niesyta modlitwo, ach! sil!... Beznadziejnością nadchodzących dni Wzbieraj w ogromy skargi niebosięgłej. Niemej, a głośnej! Dusza o tem śni, By wzruszyć globów płomienistych węgły Beznadziejnością nadchodzących dni. Zginąć, nie patrzeć na ten wielki ból. Który rozsadzi ziemię na atomy. Nim szczęście zdąży wzrosnąć śród jej pól! O ciało słabe, o duchu znikomy: Zginąć, nie patrzeć na ten wielki ból! Modlitwo moja, cicha i bez słów! Ku gwiazdom płyniesz z mej znękanej duszy! O swej tęsknicy złotym gwiazdom mów. Niech je twój smętek do żalu poruszy. Modlitwo moja, cicha i bez słów... 1. Tęsknię ku tobie, o szumiący lesie! Ku twoim pieśniom, które wiew wiosenny W bezmierny przestwór na swych puchach niesie. Ulata duch mój, sam w melodye plenny. Syt jestem ziemi; z tej kaźni codziennej Trosk jej i cierpień, o szumiący lesie, W akordy hymnów pierwotnych brzemienny. Jak więzień z kajdan, tak ma dusza rwie się. Jest zapomnienie w twej pieśni; jest lube, O rozśpiewany, o szumiący lesie, W fali twych tonów rozpłynięcie bytu; Jest w nich tajemne przeczucie, że zgubę Tego, co duszy wybawieniem zwie się, Chowają w sobie dziedziny błękitu... 11. Struny twej harfy, o szumiący lesie. Dech ów porusza, co był w onej porze. Gdy pod budowę wszechświata przyciesie Pramistrz w niezmiernym układał przestworze — 4MSPROWIC2 DillU IV. W. | O 146 ^ JAN KASPROWICZ Gdy kształty bytów święte Słowo boże Przybierać jęło. O szumiący lesie, Rozlewne dźwięków przedwiekowych morze! Wonczas, gdy żywioł za żywiołem rwie się, Kiedy Tworzyciel blask swój i swe cienie 1 cichość swoją i swój rozgwar niesie W pustą bez końca i bez nocy głuszę — To samo wonczas spłodziło nasienie, O rozśpiewany, o szumiący lesie. Dwie siostry bliźnie: twą i moją duszę. 111. Dlatego dzisiaj, o szumiący lesie. Ma dusza wnika w twą duszę, rozumie. Chociaż ludzkiego ciała ogniem zwie się, Choć ludzkim śpiewa językiem, w twym szumie Akord najcichszy... A gdy w drzew twych tłumie, 0 rozśpiewany, o szumiący lesie, Wichr się rozgości w swej szalonej dumie 1 burzycielskim swoim tchem rozniesie Twe liście świeże, przerywając ciszę Trzaskiem konarów, i ma dusza gnie się ] swą koronę wraz z twemi kołysze 1 razem z tobą, o jęczący lesie. Jęczy i jęk swój razem z twoim splata "W echo tych cierpień, co ranią pierś świata... IV. O rozśpiewany, o szumiący lesie! Wiem-ci ja dobrze, że ten wichr, choć zrywa Twe i me łono, choć ból z sobą niesie. Że snąć go dusza nie wytrzyma żywa. w CIEMNOŚCI SCHODZI MOJA DUSZA 147 Nie jak wróg na nas z dzikim świstem spływa, Ale najszczerszym przyjacielem zwie się. Bo najszumniejsze melodye dobywa Z mej i twej lutni, o rozgrany lesie! A jednak dzisiaj — niech wierzchołki twoje Ten tajemniczy, cichy wiew porusza W pieśń, co ma w sobie zapomnienia zdroje. Co rozpłynięciem jest bytu. Niech rv/ie się Świat ten! Spokoju spragniona ma dusza, O słodką ciszę szeleszczący lesie! XI. Bólu szemrzący zdrój i cichej melancholii •Łagodny poszum ten czemu mi płynie z duszy? Czy stąd, że życia znój zaciężył na mej woli, Czuwanie zmienia w sen w bezgwarnej pragnień głuszy? Czy stąd, że moich ócz teleskop wyciągnięty Tam, gdzie tych czasów głąb, idących, jak ofiary, Na rzeź, dostrzega krucz — pochmurne tylko męty, Choć jeszcze wczoraj zrąb ich nieb zlewały żary? 0 rzuć tych pytań nóż! Poco znów krajać serce. Co, widząc dziś swój los i przeznaczenie świata W gaśnięciu złotych zórz, w straszliwych walk rozterce, Nie skrzepłą rzuca krew, nie rozjęk, w rozpacz plenny. Lecz rezygnacyi głos z nieśmiałym żalem splata 1 ten swój tęskny śpiew na powiew śle wiosenny. cgi^ VII z WIRCHÓW 1 HAL z ALP 1. NA JEZIORZE CZTERECH KANTONÓ\t^. ]. Rozbłękitnioną płyniemy topielą... Na jej zwierciadło snąć się niebo zwali, Ciężkie od blasków, co się po niem ścielą. Lejąc szmaragdy wskroś stopionej stali. Naokół góry, naodziane ziela Marzącycł\ świerków, kąpią szczyty w fali; Czasami śnieżne kopy się zabielą. Lub zaczernieją granity w oddali. Wietrzyk zawiewa i wraz z szumem wody Duszę sennemi melodyami pieści, "W żar jej piekący słodkie niosąc cłiłody. 1 głębia, pełna tajemniczych wieści. Ciągnie ją k'sobie na nieznane gody — Precz od trosk ludzkicli, od ludzkiej boleści. II. Barwami tęczy jezioro się mieni: Słońce południa stapia się w lazury, W szmaragd i turkus w tej wodnej przestrzeni, W złota ciecz skrzącą, w rubinów purpury. 54 JAN KASPROWICZ W fioletowe mgły spowite góry, W wstęgach śniegowych, w podszyciu zieleni. By koronkowe, Raj więżące mury, Z swych tajemniczych wabią nas półcieni. Przestworza cisza przedziwna zalega... Czasem głos ludzki zerwie się z nad brzega Pieśnią wesołą, lub się głuchym gwarem W^ statku zagnieździ. Ale duch nie słyszy. Co mówią ludzie: zbratany z bezmiarem, Światłem i falą płynie w Raj tej ciszy. 111. Majestatyczne, opieśnione wody! Skalne olbrzymy strzegą waszej toni, Z której promienny wyszedł duch swobody. Co ludzkiej piersi od spodlenia broni. Cóż, że się zbiera naokół ich skroni. Którą srebrzyste opasały lody. Burza szalona? Grom się z niej wyłoni, By w nic się rozbić o kamienne grody. O święte fale! Niech ten duch wasz w mojej Spragnionej piersi będzie nakształt zdroi. Które w rozpaczy dniach laska Mojżesza Z skał wydobyła — tą cudowną mocą. Co zbawia ludy; niech walczących rzesza. Czerpiąc z tych źródeł, nie padnie przed nocą! IV. Negacyo życia, znikczemniała, marna, Wiążąca ducha, co się rwie w błękity, Jako te śniegiem naodziane szczyty. Które powstrzymać pragnie chmura czarna z ALP 155 W pięciu się dumnych ich turni!... Nie powiem, Choć się zbudzona wyobraźnia sili, Co dziś jest we mnie — to jedno, że zdrowiem Pierś ma oddycha w tej wspaniałej chwili. Negacyo życia, stwarzająca karły! "Wobec tych cudów wielkiego Żywota, Co płodzi granie i głębie jeziora, Gaśnie twych oczu szklannych blask umarły. Znika oblicza twego bladość chora. Bo Raj przed tobą otwiera swe wrota... V. Wlokła się dusza z skrzydły zmęczonemi. Smętna i z skargą na ten los, co łamie "Wszystkie szlachetne wysiłki tej ziemi, Pragnącej spocząć aż tam! w Raju bramie. Zdawało jej się, że w piekielnej chemii Nędz i walk ludzkich apostazyi znamię \^yniesie z sobą, że ją krzyk oniemi Kupczących w świętym człowieczeństwa chramie. 1 z rezygnacyą swój bardon wojenny. Jak zagaszoną rzuciła pochodnię. Myśląc, że na nic pieśń się już nie przyda. A dziś znów powiał nad głową półsennej, Broniąc jej z pola uchodzić niegodnie. Urok Przyrody i duch "Winkelryda. VJ. O duchu boży, z wirchów tych krzesanic, Z wód tych głębiny do tak bujnych lotów Przynaglający człowieka, że za nic Ma one drogi, skąd niema powrotów! 1^6 JAN KASPROWICZ Gdzież twa ojczyzna? Nie uznajesz granic, Kreślonych ręką zuchwałych despotów: Do piersi ludzkich, jak do swych kochanie, Schodzisz z naiłością, tam n\asz dom swój gotów. W blaskach południa, w sinych mgłach północy, Co się zwieszają nad zmrożoną ziemią Ciężkim ołowiem, twoje iskry drzemią. Ale jak długo nieraz świat ten czeka. Byś je rozżegnął tchem swej wielkiej mocy 1 ich płomieniem rozgrzał pierś człowieka! vn. Wiej, płyń — nie przejdzie ten twój ruch bezpłodnie — , Tocz się, pierś ludzką swem tchnieniem rozpieraj. Pokoju ciche przybytki otwieraj, Koj miłująco, pieść i głaszcz łagodnie. A jeśli trzeba, Samsona pochodnie Rozpal, na kłamstwo żelazem nacieraj. Mów ))żyj!« jednemu, drugiemu »umieraj!« Aż wzniesiesz cnotę, a zniweczysz zbrodnię. Niejedno zginie, co, na pozór żywe. Od dawna stoi nad śmierci krawędzią, Bo nie chce wchłaniać twych światła potoków... Wszystko, co spełnisz, cne i sprawiedliwe: Wszakże ty jeden masz prawo być sędzią 1 wykonawcą swych świętych wyroków... V)n. Cóż, że w zamęcie dziejowych orkanów. Gdy się nad światem stęsknionym rozjarzy Blask twój, wiew jakiś przygasi go wraży. Jęk budząc nowy śród zdeptanych łanów? z ALP 157 Cóż, Że z twej klęski szydzi śmiech szatanów, Aż nawet w sercu natchnionych pieśniarzy. Twojej świątyni stróżów i kapłanów. Wiarę w twą siłę mróz zwątpienia warzy? Przemijający to tryumf, choć wieki. Płodne w łzy gorzkie, w klątwę i w krwi rzeki. Trwa nieraz orgia radości piekielnej. Lecz czem są wieki w żywota łańcuchu? Czem chcą, niech będą, ty je przetrwasz, duchu Bo, idąc z Boga, jesteś nieśmiertelny! IX. Na szare turnie cichy półmrok pada 1 zwolna spływa po granitów zrębie. Otula świerków rozwełnione stada. Ściele po toni swe puchy gołębie. Jakaś się chmurka ściera na skał zębie, Wietrzyk tajemne wieści opowiada, Seledynowe zasypiają głębie. Nagich krzesanic zasypia gromada. 1 oddech grani i oddech jeziora W srebrne, powiewne, lekkie mgły się zmienia Chcące oplatać duszę w swoje sidła. Lecz do spoczynku ona dziś nie skora: Zrywa się naprzód bez lęku i drżenia — Widać, że nowe przybyły jej skrzydła. X. Zegnajcie wody! Z rozwartemi oczy. Czujny, a świeży, duch mój precz ulata Tam! gdzie się niebo ze szczytami brata. Gdzie się lawina z hukiem gromów toczy. 58 JAN KASPROWICZ Gdzie szumem kaskad groźny Twórca świata. Dech prabytowy, w wiecznych śniegach broczy — W promieniach życia albo w śmierci mroczy — , Tam płynie dusza, w moc i hart bogata. Żegnajcie, wody! Wyżej! coraz wyżej Pójdzie — do niebios granic się przybliży. Przez skał urwiska, przepaściste lody, Kogo tych waszych głębin wiew owionie: Taką ma siłę duch, co wasze tonie Wziął za mieszkanie — wielki duch swobody. Xl. Ozwał się z dolin dzwon i po przestworze Srebrnymi dźwięki, jak po fali, płynie: W tej uroczystej wieczoru godzinie Pnie się po graniach, pełza po jeziorze. Raz jeszcze dusza patrzy ku głębinie: W półśnie się modli głębia i w pokorze Turnie, opadłe na świerkowe łoże, W półśnie się modlą na ten dzwon w dolinie. Wokół przenika jakieś tchnienie boże Tę kryształową wolności świątynię — Dusza od modłów wstrzymać się nie może: Cała się w ciszę półsenną owinie 1 w uroczystym modli się wieczorze — Z dzwonem, co echem gdzieś w bezmiarach ginie. u. NA TEUFELSBRUECKE. 1. Czekamy słońca... Jedna wielka chmura Świat pochłonęła i dżdżem w oczy bije Wędrowcom, światła spragnionym; ponura Mgła pierś nam ciśnie, chwyta nas za szyję. Dreszcz wlewa w kości... Szarych kłębów góra Zaległa przepaść, a wśród nich się wije Z szumem i hukiem bielsza mgła... Wichura Coraz to grubszy piętrzy wał i kryje W dżdżystej kurzawie i tę bielszą wstęgę: Kuk tylko słychać, syk i szum w mgle ciemnej. Kłąb tylko widać za kłębem — bez końca. Cóż nam rozwieje dzisiaj tę potęgę Chmur kotłujących? Byłby ż trud daremny. Co nas tu przywiódł?... Ach! czekamy słońca... 11. Mgły z mgłami wiodą jakiś straszny taniec, Hukiem i szumem mgła im w takt przygrywa; W krąg cały przestwór — istny rozpasaniec — Przy tej muzyce w krwawych pląsach pływa. 6o JAN KASPROWICZ Nic nam innego promienny kaganiec Nie wskaże dzisiaj? Patrz! patrz! mgieł przędziwa Rwą się — z ich głębin czarny, skalny szaniec Swoje potworne czoła wydobywa: "Wśród opoczystycłi ścian żelazne bramy, Nad niemi lufy armatnie » Witamy « Szepcą z otworów... 1 jeden i drugi Zjawia się żołnierz, warowni obrońca... A tam odsłonią krzyż wilgotne smugi, W dżdżach wykąpany... Ach! czekamy słońca... III. 111. JUNGFRAU. Granitów srebrny zrąb w przewiewnych fioletach. Na czole mając tkań, sprzędzoną z śniegów mlecznych. Pnie się w niebieską głąb po mgieł sinawych grzbietach. By symbol wiecznych trwań i prawd strzelistych, wiecznych. Nie wstrząśnie żaden grom tą Jungfrau niebopienną, Ni halny wichr, co bór za jednym tnie zamachem: Zaledwie lodu złom gdzieś strąci w toń bezdenną. Lub zwinne elfy gór, kozice, przejmie strachem. Tak stoi wieków wiek ten prawd strzelistych, wiecznych ] wiecznych symbol trwań, choć w przepaść gdzieś bezdenną 62 JAN KASPROWICZ Grom strąca lodu zwał, las ginie, giemza kona. Przy szumie kaskad, rzek, w powodzi skier słonecznych Tak przędzie sobie tkań promienną, milczących pani skał, ta Jungfrau niewzruszona. U. Wsłuchany w dźwięki dum, płynących z cierpień harfy, Z pragnieniem wiecznych prawd, z wiecznego żądzą bytu Manfredów idzie tłum, gdzie Jungfrau z chmurnej szarfy Śnieżysty przędzie haft na skroniach swego szczytu. Stanęły u jej stóp prometejowe rzesze, Z rozdartych leją łon ból świata i ból własny: » Gotuj e-li nam grób, czy z głazów swych wykrzesze Niszczący wszelki skon żywota promień jasny ?« Tak płynie z dźwiękiem harf, które wiecznego bytu 1 wiecznych żądzą prawd Manfredów stroją rzesze, Rozpacznych odgłos mąk, pijących krew im z łona. A Jungfrau z chmurnych szarf na skroniach swego szczytu z ALP 163 Śnieżysty przędzie haft i mgławy włos swój czesze Na nieb bezbrzeżny krąg i milczy, niewzruszona. UJ. Wiecznego trwania znak, wiecznego symbol życia Zarzucił mgławy kask na promieniste oczy; Kamienny ginie szlak śród śnieżnych chmur pokrycia. Słoneczny gaśnie blask, co lśnił po grzbietach zboczy. ))Ledwie w połowie dróg! Za stadem giemz bez drżenia Biegliśmy, a tu lód i mgły i wiew mogilny! Kto zbawi. Czart czy Bóg? 0 mocy Przeznaczenia!. ..« Tak on Manfredów ród w rozpaczy łka bezsilnej. Zwolna się wieczny Byt, znak wielkich prawd, z tej mroczy Dobywa: chłodny blask skał nagość opromienia... Wędrowców zginął ślad... tam nowe spieszą grona... 1 strojna w śnieżny szczyt i w wieńcu śnieżnych zboczy. Zrzuciwszy chmurny kask, z spokojem Przeznaczenia "W bezkresny patrzy świat ta Jungfrau niewzruszona... IV. NA LODOWCACH ALETSCHU. 1. Śniegu i lodu srebrzyste bezmiary, Wśród nich, jak wyspy, straszne sterczą złomy; W górze niebieskich kryształów ogromy, Rozpłomienione słonecznymi żary. Fioletowe zniknęły opary — ] wzrok nasz, cudów przedwieku łakomy, Ala tuż w nagości dziewiczej widomy Znak bożej siły, źródło wielkiej wiary. ] z ciał tycłi naszycłi, zawisłych bezwładnie Na opoczystych urwiskach, ulata Duch, zachwycony, nad śnieżne przestworze ■ — Nad czarne szczyty, śmiejące się zdradnie Obliczem z lodu, i klęka w pokorze Gdzieś przed nieznanem źródłem tego świata. II. Milczący szliśmy zamarzłym dunajem, W skok przekraczając kotliny bezdenne, z ALP 165 Bramice śmierci dla człeka, promienne Wrótnie żywota dla tych sił, co wzajem Zwalczają siebie, wieczyste a plenne W zmian nieskończoność. Nad tych lodów krajem. Nad tą kuźnicą, drzemią szczyty senne. Ciche, błyszczące. ] my błędni stajem Z dziwu i słuch nasz tężymy w tej ciszy Głębie niezmierne. ] patrz! duch nasz słyszy Onego Ducha, co miał moc, by w tumy, Nieb sięgające, pospiętrzać opoki... Strach!... Czy nie zerwą dziś się jego szumy. By świat ten wkoło zwalić, strącić w mroki?!... Z poza gór czarnych, z za śnieżnych przełęczy Szum dolatuje: O lodów pokłady, O skalne zręby łamią się kaskady, A tam! — lawina głuchym hukiem jęczy. Ach! szum ten duszę przygniata i męczy: Nie zwykła ona chadzać tymi ślady... Lecz patrz! u stóp się macierzanka wdzięczy W mchach, których głaźne nic pocięły grady. A tu — rumianek naszych pól... 1 z drogi Straszliwej grozy, przejmującej trwogi Dusza na skrzydłach znużonych uchodzi W kraj łąk i lasów rodzinnych. Lecz błogi Sen rychło rzuca i wraz z Śmiercią brodzi W kaskad, przepadlisk i lawin powodzi. V. ZE SZCZYTU EGGISHORNU. 1. Zrzuć cielesne z siebie brzemię, odsłoń wzrok z śmiertelnych błon 1 patrz, duszo: w śniegach białych to nie głaźny sterczy mur, To przedwiecznych piewców plemię niezdobyty ma tu schron, To druidów skamieniałych spoczął tu olbrzymi chór. W promienistym dyademie, zasłuchany w boży dzwon, Który w plazmach sił ospałych budzi czujny życia wzór, Z niebiosami łącząc ziemię, wieki tutaj duma On, W płaszczach z lodu okazałych, w wieńcu z blasków albo chmur. 1, zaklęte w te przestworza, szumi ciągle z dawnych lat Echo hymnów eonicznych, które chór ten w bezkres słał. z ALP 167 Gdy z pierwocin wstawał łoża mnogokształtny, rojny świat. Płynny dźwięk tych tcłiów rytmicznych niemym jest dla ludzkich ciał: Ty, ma duszo, córko boża, żeś się zbyła ziemskich szat, W tych milczeniach ustawicznych czujesz wielkich głosów zwał: U. Chwała-ć, Duchu, jasny, święty! chwała dziś i w przyszły czas, Iżeś przebił mrok chaosu i słoneczny stawił gród; Iżeś wniknął w mgieł odmęty, wywiódł z nich i śnieg i głaz. Zieleń drzewa, miękkość wrzosu, zapach róż i błękit wód. Że do swego przez Cię losu jest przykuty wszelki płód. Żeś dał gwiazdom obieg kręty, horyzontom zorzy pas. Żeś użyczył burzom głosu, grom zlał z błyskiem w jeden cud. Że z żywota skon poczęty zmieniasz w żywot, pełen kras. Ale w tem jest dziw nad dziwy, że rozdrabniasz własny byt Na cząsteczek miliony, wprawiające wszechświat w ruch. Ach! a wszędzie — w ziołach niwy, pośród fal i skalnych płyt, W płazach, w wierchach, w duszy onej, co w hymn bliźni wszystek słuch |68 JAN KASPROWICZ Wytężyła w kształt cięciwy, jesteś, niby szczytów szczyt, Jeden, cały, niezdrobniony — jeden Wszecłiświat, jeden Ducłi!,.. Tak przedwiecznych ech kapele, tak melodye pierwszych tchów Rozlewają się w bezmiarze, jak brzęczące roje pszczół... Naodziani w śnieżne biele, w blaskach lodu wkoło głów, Przysłuchują się pieśniarze, śród zaklętych drzemiąc kół. Matterhorny, Miszabele chłoną dźwięki własnych słów, Aletsch, Eiger z Mnichem w parze duch ich ciała w jedno skuł — , jungfrau, pierwsza w tym kościele, w którym spoczął wieczny huf, Finsteraarhorn w groźnym czarze, wpół w gleczerach, we mgłach wpół. Słucha dusza i w tych dumach rozpoznaje hejnał swój. Którym brzmiała przed wiekami, gdy ją boży wywiódł dech. Aby mknęła w bratnich tłumach na życiowy, wieczny bój... 1 Maerjelen z lodu krami, jak demonów zimny śmiech, 1, wśród lasów, w cichych szumach harmonijny tocząc zdrój. Słucha Rodan, wraz z lasami, tajemniczych, świętych ech... VI. JEZIORO MAERJELEN. J. Z szczytu patrzałem na twe zimne tonie, Na nieruchomą zieleń twych przezroczy, Lśniących, jak szmaragd, w olbrzymiej koronie Wierchów lodowych i piarżystych zboczy. O Maerjelen! Niebo wokrąg płonie. Całe w ozdobie płomiennych warkoczy, A na błękitnym twych głębin wygonie Stado kier białych w cichej fali broczy. Na Wyspie Zmarłych snąć jest kryształ taki. Gdzie dusze, wziąwszy rozbrat z znojną ziemią. Zmywają z siebie doczesność i potem. Wielkich tajemnic przeniknąwszy szlaki. Dla ciał zamknięte, jak łabędzie drzemią. Oszołomione swym nowym żywotem. 11. Przedziwna cisza... Ni wiew nie zawionie. Żwir się po graniach czarniawych nie stoczy. Śnieg w tę spokoju milczącą harmonię Z hukiem z swej paszczy nie wypadnie smoczej. JO JAN KASPROWICZ Czułem, że skryta gdzieś w przestworów łonie Śmierć, na twej tafli magicznemi oczy Spoczywająca, i me ciepłe skronie Otula zwolna chłodem swych zamroczy. ] zdało mi się, że to ziemskie życie, Kiedym tak patrzał w twe nieme zwierciadło. Niby strzęp jaki ze mnie już opadło, Żem jedną z kier tych, co na twojej płycie. Od gleczerowych urwane wybrzeży, Śnią w swojej czystej, nieśmiertelnej śnieży. O niepojęta przemiano! o skonie. Coś nie jest skonem, lecz pełnią ochoczej Radości bytu, w jasnym regionie Praw odgadnionych, w sferach nadobłoczy. Dusza człowieka, niby serce w dzwonie, W tobie. Niedzieli W^ielkiej dniu uroczy, W którym Wieczystość zasiada na tronie, Dźwięki swych pragnień najskrytszych jednoczy. Wszakże, gdy szczęście rozpala nam czoło, Gdy w upojeniu wołamy zwodniczem Głośne »Evoe« dla żądzy doczesnej. Zjawia się nagle w szalejące koło, Z okiem przeczucia, z tęsknoty obliczem Śmierć, wabiąc duszę w swój Eden bezkresny. IV. Głębie przestworu w błękitnej oponie — Ni jednej chmurki wędrowiec nie zoczy; Słońce, wpatrzone w to ciszy ustronie, Snąć swego kręgu z miejsca nie potoczy. z ALP .7. » Rajską za sobą wiodąc eudemonię, Niezmierną dalą ciężka senność kroczy: Lodowe szczyty śnią na nieboskłonie, Bór nadrodański śni w fioletów mroczy. Tajemnym blaskiem Maerjelen się mieni. Gładkie, milczące, ujęte, jak w ramy, W skał i gleczeru spadziste krawędzie... Dusza się kąpie w lustrzanej zieleni, A kry te białe, bez skazy, bez plamy, Drzemią, jak śnieżne, uśpione łabędzie. YU. SZLAKIEM SYMPLOŃSKlEj DROGI. I. Szlakiem symplońskiej drogi, po żwirów siwej wstędze, Snującej się krawędzią przepastnych, stromych ścian. Płomienny rozlew słońca w łyskliwej swej potędze Pod stopy się nam ściele, jak dywan, srebrem tkań. Nad nami Mont' Leone, w iskrzystą strojny przędzę. Majestatycznie władnie, niby cesarski pan. Co imię swe na wieki zapisał w bytów księdze. Opancerzony grozą, blaskami chwały zlan. Jest-li w nim ludzkie życie, w tym dumnym Mont' Leone, Zaklęte czarów mocą w rozsiadły kolos skał. z ALP 173 Że tak spogląda na nas, jakby nas przygnieść chciał? Jest-li w nim ludzkie życie, że tak w wędrowców stronę Szle po wierzchołkach lasów dreszcz wlewający szum, Jak echo zbrojnych dum? 11. Źrenice mgłą zachodzą, w ten straszny szczyt wpatrzone: To nie kopuła śniegu, to już nie martwy głaz — Jak tytan, świat walący, ruszył się Mont' Leone, A za nim płynną rzeką ciemny się ruszył las. Na czole spochmurniałem zwycięzcy ma koronę; Rubiny krwi w niej błyszczą słonecznych tęczą kras, ] skrzydła lśnią u ramion, rozwarte, rozpierzone. Nad legią, co zalała, symplońskiej drogi pas... Powiewa szmat proporców, radośnie grzmią fanfary; "Wojenna nuta płynie nakształt dźwięczących fal — Z mosiężnych surm klangorem w błękitną płynie dal. Sam tylko wódz milczący; utopił wzrok w bezmiary 74 JAN KASPROWICZ 1 sunie, zadumany, na czele wiernych sług Ten bitew wielki bóg... 11). Dlaczego w nim źreniczne przygasły dzisiaj żary? Wesele jego wojów dlaczego ma w nim grób? Wszakże podważył ziemię, porządek zburzył stary. Połowę świata rzucił do swych kamiennych stóp!? Wszak spieszy jego pycha po świeże znów ofiary? Z pożogi i posoki wyniesie świeży łup! Wszak pić on dziś nie idzie z hańby piołunnej czary, Lecz z sławą promienistą wieczny zawierać ślub?... Rycerski duch ludzkości, który zapładniał wieki, Który sam jeden stawiał i walił kościół swój, W nim znalazł znów wcielenie, wystąpił w nim na bój... Więc czemu, gdy tak w przestwór zapatrzył się daleki, Nie uśmiech go rozjaśnia, lecz smutku mrok swą dłoń Kładzie na jego skroń?... z ALP 175 JV. Grzmi, huczy tłum wojenny, jak huczą grzmiące rzeki, Kaskadą spadające z szczytów symplońskich gór; Sam tylko wódz oniemiał, rozwarłszy dwie powieki Nad szklaną ócz martwotą, jak konający tur. Czyżby przeczuwał dzisiaj, że nowe krwi rozcieki Przemienia w żal i jęki ten tryumfalny chór? Że świat z pod jego groźnej wyrywa się opieki, Że ludom gdzieś prześwieca innego bytu wzór? Że inny duch ogłosi ludzkości swe orędzie. Nie ten, co w ręku dzierży rozpłomieniony miecz; Że imię jego: Miłość, a hasło: »koj i lecz!...« Że ludzkość, pobratana, okalać już nie będzie Światłością swojej gloryi, jak za ginących dni, Siewaczy łun i krwi? V. Raz jeszcze on narodom narzuci się na sędzię. By rozciąć węzeł dziejów przy huku dział i kul; 176 JAN KASPROWICZ Raz jeszcze w swym pochodzie, w szalonych burz rozpędzie, Zdruzgocze miast bramicc, stratuje zasiew pól. Raz jeszcze spieszy k'niemu na krwawej szukać grzędzie Wrzosów ze zbawczym miodem zgnębionych rojny ul. A potem — czyż przeczuwa, że mrok już sieć swą przędzie, Że padnie w niej, jak nędzarz, ten wszechpotężny król? Zapatrzył się bóg wojny w dalekie gdzieś przestwory... To nie słoneczne blaski! To jakby chmurny śnieg! A środkiem straszna rzeka znaczy swój zmarzły bieg. A tylko tam, gdzie zmierzchy swe mgławe kreślą tory. Jak gdyby — nie dla niego! — jęły się płonić już Przebłyski nowych zórz!... VI. W powietrzu się rozwiały dzwoniących surm klangory — Rozwiały się na zawsze... Darmo wytężasz słuch... Na darmo wzrok wytężasz: tłum zginął różnowzory 1 wódz się w mgłę rozpłynął, co wiódł ten zbrojny ruch. z ALP "W ciała wędrowców wrócił duch, do rozmarzeń skory. Urokiem chwał umarłych tak przepojony duch... 1 tylko Mont' Leone, owity w ciemne bory. Skrzy się w promieniach słońca, w śnieżysty strojny puch. W dali Aletschu wstęga, w sinawe ścięta lody; Naokół pasma szczytów drzemią w błękitnych mgłach; Nad nimi strop niebieski rozpiął lazurów dach. Z gardzieli skalnych lecą siklawic huczne wody, A przy nich cicho szepce roztęskniający wtór Szumny symploński bór. '77 ■KASPROWICZ. DZIE A IV. VIII. NA JEZIORACH WŁOSKICH. 1. Cicho pobrzmiewa po jeziornej toni Melodya świateł w przesłoniętą mgłami Dal, co nad wodą tak się wiewnie kłoni, Jakby całować ją chciała... Przed nami Niebo w promiennej z głębiną harmonii: Zlewa się, stapia, zestraja dźwiękami Barw swych i błysków tęczowej urody Z każdą kropelką, z każdym nurtem wody. Cicho płyniemy w marzeń dal — bez końca. Cicho płyniemy w zadumań ogrody... Z takiej to fali i z takiego słońca Wyszła, miłosne światu sprawiać gody. Jasnością włosów złocistych okryta. Rozpromieniona, naga Afrodyta. 11. Z takiego żaru i z takiej przezroczy Kształt się urodził niewieściego ciała. Co w sobie lilie z różami jednoczy ] wonią dyszy i rozkwiciem pała 1, lazurowe otwierając oczy. z ALP 179 Topi w ich głębiach, jak ta toń wspaniała, Wszystkie świetliste czary szczęsnej ziemi, Oślepiające skry siedmiobarwnemi. A gdy rozchyli miękkich ust korale, Głos z nich płynący twą duszę oniemi: Zmilknie w tym słodkim zasłuchania szale 1, głodna szeptu, który tchy ciepłemi Na twarzy nieci rozkoszy wypieki, Jego-by tylko chciała słuchać wieki. Ul. Z takich rozemdleń szklistego jeziora, Z takiego blasków słonecznych rozgrania W^yszła bogini, jak poranku pora, Kiedy się ze mgły rosistej wyłania — Wyszła cudniejsza, niżeli Aurora, 1, cała z żądzy, z tęsknoty kochania. Biegła na uścisk czekać Anchizowy Do ocienionej, szumiącej dąbrowy. Na mchy tu świeże ta piękna upadnie... Z okiem przymkniętem, z ramieniem u głowy Rzeźbiona nagość spoczywa bezwładnie. Mając na wargach półuśmiech różowy. Aż »on« swą miłość z jej miłością splecie W wielkiej, jedynej rozkoszy na świecie... IV. Cicho płyniemy kryształów głębiną, Odbijającą niebieskie lazury... Granice wody i nieba gdzieś giną Śród mgieł powiewnej, a przejrzystej chmury. Co dal zasnuwa w przędzę srebrno-siną. Po brzegach siedzą zadumane góry, A na ich piersiach jasny puch zieleni W złotem się słońcu, jak aksam.it, mieni. l8o JAN KASPROWICZ Od gór tych wonne tchnienie ciszy wieje; Omdlała senność, rozlana w przestrzeni, Ogarnia ducha, że duch senny mdleje: Naokół słodki, dźwięczny głos syreni Upajającą pieśń blasków wydzwania O szczęśliwości, co idzie z kochania. V. 0 szczęśliwości, co w zakątek głuchy, Zdała od krzyków i zabiegów świata, Znosi rozmarzeń najwiewniejsze puchy 1 z nich dla siebie ciche gniazdo splata 1, zleniwiałe ułożywszy ruchy, Śpi, obojętna, że tam gdzieś Zatrata Bierze się z Życiem za bary, że jęki. Mnogie, jak trawy, rosną z pod jej ręki. A tylko czasem, gdy w gmach jej spokoju Przedrą się z zewnątrz nazbyt głośne szczęki. Echa uderzeń broni, echa boju. Co na krwi łanie trwożne rodzi lęki. Wstaje, zdziwiona, i z rozpaczną mocą Rzuca pytanie w okrąg: poco?!... poco??... VI. Poco się zrywać w spienione odmęty Walki, wszczynanej o tysiączne złudy, Które prawdami zwie ten świat, przejęty Kłamstwem i fałszem? Poco siać swe trudy Na jego roli, gdzie niepewne sprzęty, A jeśli wzejdzie jaki krzew, to wprzódy, Nim się rozwinie, nienawiść go zsiecze. Przenikająca wszystkie chęci człecze?! Rozstrój swe drogi po tych polach znaczy, A za nim słabość i wątłość się wlecze; Upiór zwątpienia i widmo rozpaczy z ALP Swą bezlitosną rozciągają pieczą. Nad owem sercem, co się w wir tej burzy. Jak ptak w gradowe obłoki, zanurzy... VII. Legie roboczych starły już swe moce. Spiesząc na zagon nieuchwytnych rojeń; Krew się polała, padły łzy sieroce, A chwasty rosną na miejscu uznojeń ] tylko wiecznie ta gwiazda migoce. Co, mając w sobie jak gdyby upojeń Tęgość trującą, pcha wciąż nowe siły Za swymi błyski na kraniec mogiły. Oblany ogniem niezdrowych rumieńców. Jak liść, z topoli opadły, przegniły. Długie już wieki leci tłum szaleńców. Ginąc po drodze, którą mroki śćmiły. Choć mu się zdaje, że przed nim bez końca Smug swój rozwija złota jasność słońca. VIII. Na co po grobach spieszyć do kościoła. Który obrazem jest fatamorgany, Kiedy nas miłość w swój przybytek woła. Na fundamencie pewnym zbudowany! Kolumnadami opasan dokoła, Kararyjskiemi gmach ten błyszczy ściany. Kwiatów wzorzystych girlandą owity, W fali, patrz! kąpie swoje greckie szczyty! Rozczarowania na co i boleści Szukać gdzieś w sferze, chmurami zakrytej, Kiedy nadziei spełnienie się mieści W drżących objęciach jasnej Afrodyty? Na co szturmov/ać, gdzie kłam zasiadł w gości. Gdy wszystka prawda jest tylko v/ miłości? l82 JAN KASPROWICZ IX. W tern na obliczu wypalonem piętnie — Żywych rumieńców jedwabnej purpurze, — W tych ciepłych wargach, chylących namiętnie Do pocałunków swe rozkwitłe róże; W tem przyspieszonem, urywanem tętnie Dwóch żądz, grających w nieskłóconym chórze W ciał rozkochanych przedziwnej harmonii Szczęście i prawda jedyna się chroni. A gdy pod tchnieniem miłosnego żaru Oko swój ogień powieką przysłoni. Omdlewającą z rozkoszy nadmiaru, Nie pomrok dusze zatapia w swej toni. Tylko ta cicha, rozmarzona senność W rajów nieznanych wiedzie je promienność. X. O pieśni ciała! O porywająca Pijanych tobą na szału krawędzie! Jest coś w twych dźwiękach z letniego gorąca, Gdy ten swój lazur nad ziemią rozprzędziel Śród rozegranych akordów tysiąca Masz tony, miękkie, jak puchy łabędzie, Masz brzmienia, słodkie, jak oddech pieszczoty Dwóch żądz, złączonych namiętnymi sploty... Błogosławiony, kto ciebie usłyszy, O pieśni oczu, gasnących z tęsknoty, Ust, odrętwiałych w pożądania ciszy. Ramion i piersi!... Rajski hymnie złoty! Tak odbijają szczęśliwość twe głosy. Jak ta głębina odbija niebiosy! Xl. Cicho nasz statek jasne wody kraje... Cicho pobrzmiewa zdradni śpiew syreni... z ALP 183 Po brzegach świecą cytrynowe gaje ] wille świecą w złocistej zieleni... Czasem przed nami ciemny cyprys staje. Lub gdzieś na gzemsie róża się czerwieni, Albo z pod łuku marmurowej bieli Krzew oleandru karminem wystrzeli. Jaki tu spokój! Ludzie czyż wymarli? Lub czy też bramy z błękitnej topieli Wyrosłych zamków na wieki zawarli Przed gwarem świata? Czyżby wyjść nie śmieli Z trwogi, że rozdźwięk skądkolwiek przypłynie \C^ te ich zaklęte miłości świątynie? Xli. Grają miliony blaskóv/ po jeziorze, Odbijającem niebieskie lazury... Cicho nasz statek jasne wody porze. To chaty mija, oparte o góry, Po skał krawędziach wiszące w przestworze. To w skrach skąpane pałaców marmury... Przybił do brzegu... Na pomost przystanka Wyszła i czeka jednej z will mieszkanka. Płyniemy dalej... A skrzącemi oczy Patrzy za nami ta piękna niebianka. Ściga nasz statek po wody przezroczy... Czyż on jej może przywieść miał kochanka? Płyniemy dalej w tę głębię promieni, W której pobrzmiewa zdradny śpiew syreni... z TATR 1. WIATR GNIE SIEROCE SMREKI, Wiatr gnie sieroce smreki, W okna mi deszczem siecze; Cicho się moja dusza Po mgławych drogach wlecze. Ku turniom płynie krzesanym. Ku ścieżkom nad przepaściami, Gdzie widmo bożych tajemnic Zmaga się w szumach z nami. Ku wirchom dąży strzelistym, Spowitym w słoneczne złota, Gdzie o bezbrzeżnych przestrzeniach Samotna śni tęsknota. Wiatr gnie sieroce smreki. Mgławica deszczem prószy... Hej góry! zaklęte góry! Tęsknico mojej duszy! n. NA SZCZYCIE. Na krawędzie przepaści, ponad turnic załomy. Tu, gdzie orły jedynie tulą skrzydła znużone, Hej! wspięliśmy się dumnie i w błękitów ogromy Wzrok topimy zuchwały i dłoń wznosim po słońca koronę. Dla olbrzymów te szczyty, a dla karłów poziomy! Gardźmy płazem, co nie śmie nawet spojrzeć w tę stronę! W ten krąg złoty wpatrzeni, w znak sił naszych widomy. Zakochajmy się w sobie! wszak jesteśmy, jak blaski wcielone! Tak nam duszę rozpiera tężna szczytu ponęta Tem szaleństwem radości, że zrywamy już pęta. Co nas łączą z brzemieniem nędz padolnych, tak wczoraj [odczutem... A od nizin, zasłanych pobitemi zbożami. Po sinawej mgieł fali płynie powiew za nami, Jakby echo jękliwe, i do serca się wkrada wyrzutem... cź^ ORZEŁ. Królewski, dumny ptak w majestatycznej pysze Na turniach uwił tron, skrzesanych ręką burzy: Stąd, w słońca lecąc szlak, w błękitach się kołysze, Przecina niebios skłon, lub w chmurach się zanurzy. Ziemia w pogardzie dlań, w granice zwarta ciasne! W nieskończoności głąb na zawsze snąć się rzuci... Już traci z ócz swą grań, z ócz traci gniazdo własne. Na ten skalisty zrąb snąć nigdy już nie wróci! Leć, duszo, za nim w ślad z uwielbień skrą w źrenicy!.. Cóż to?... Rozpaczny ból powietrze krzykiem trwoży?. To orzeł z wyżyn spadł i wpił się w kark kozicy!... 9© JAN KASPROWICZ Popłynął krwawy zdrój po śniegów runi świeżej... Ha! ten obłoków król, słonecznych pan przestworzy. Żyje, jak zwykły zbój, i z mordu i grabieży... IV. w CIEMNYCH SMRECZYNACH. W^ Ciemnych Smreczynach rośnie krzew paproci. Co taką siłą przyciąga z swej mroczy, Że kto raz tylko w swem życiu go zoczy. Już się na zawsze ku niemu zochoci. Tu słuchać będzie, jak się kamień toczy Po graniach, strasznych, choć je słońce złoci. Jak puszcza wzdycha, jak od wieków kroci Bierze sikława swe szumy z przezroczy Zaklętych stawów... A gdy los mu wzbroni Zawitać żywym w ten zaciszny, głuchy Schron ech przedwiecznych, gdy z tęsknoty skona, Wówczas duch jego do Smreczyn pogoni 1, zmienion w paproć, będzie wabił duchy Do tajemniczych rozkoszowań łona. Y. WIATR HALNY. 1. Huczy nademną halny wiatr... Daleki Wprzód mnie dochodzi szum i świst, a potem Z jakimś pogwarem, trzaskiem i łomotem Ciężar się kładzie na wysmukłe smreki. Od razu kłody o grubości snopów Gną się w mych oczach, jak źdźbła lichej słomy: Tak igra niemi głuchy, niewidomy Gość, co od skalnych wlecze się przekopów. Idę, wciąż idę, po jęczącym borze... 1 choć spotykam pnie, wyrwane z ziemi. Ten szał, w błękitnym zbudzony przestworze, By giąć i walić, strachu mi nie wlewa Do głębi wnętrza: Radbym siły swemi Zmierzyć się z wichrem, jak te wielkie drzewa. U. JV\iałem-ci w sobie ongi moc czuwania, A dzisiaj senność ogarnia mi ducha: Gdzie życie wrzało, tam dziś pustka głucha. Gdzie słońce było, chmura blask przysłania. z TATR '93 Jakowaś boleść, jakaś zawierucha, Co słabym bytom pewną śmierć wydzwania. Niech, jak halnego wiatru straszne grania. Wstrząśnie istotą moją: Jest-li krucha, To po niej żalu nie będzie... A jeśli Nieprzełamana wyjdzie z tych zapasów. To razem z wichrem taki szlak zakreśli. Ze zetnie na nim smreki swym oddechem, Sił pozbawione dla idących czasów, A to, co mocne, odpowie jej echem. 111. 0 wichrze halny! Cóż, że przelękniona Chowa się koza przed twojej potęgi Wiewem niszczącym? Sam orzeł, co kręgi Toczy podniebne, tuli się do łona Szczelin turniowych, bo królewskich skrzydeł Jędrna rozpiętość nie wytrzyma próby... Strącaj kozice, ty posłańcze zguby, 1 orły chwytaj w oka swoich sideł 1 miażdż o skały, i, jak łan, pokosem Bór położywszy, hucz szaleńczym głosem — Razem z mą duszą hucz i świszcz radośnie: Cóż, że z ginących strumień krwi popłynął? Wszak niema szczęścia tam, gdzie życie rośnie! Niech świat przepada, na to on, by zginął!... IV. Huczy nademną halny wiatr... Na drogi Jego przemocy, po których Zagłada 1 Ból pospiesza, duch się mój wykrada. Świeżo uskrzydlon, żądny łez i trwogi. KASPROWICZ. OZiEtl IV. 194 JAN KASPROWICZ A od hal bujnych płynie jęk złowrogi — Rozpacz łkająca, że wichr pobił stada 1 porozrzucał koleby... 1 blada, Z włosen\ rozwianym i z drżącemi nogi, Postać juhasa przed oczy mi stanie... 1, niby orzeł z podciętemi pióry. Krwią skraplający swe rodzime granie. Duch mój do smreków tuli się bezwładnie. 1 naprzód czuje strach i żal ponury, A potem znowu — senność go opadnie... VI. KRZAK DZIKIEJ RÓŻY W CIEMNYCH SMRECZYNACH. I. W ciemnosmreczyńskich skał zwaliska. Gdzie pawiookie drzemią stawy, Krzak dzikiej róży pons swój krwawy Na plamy szarych złomów ciska. U stóp mu bujne rosną trawy. Bokiem się piętrzy turnia ślizka. Kosodrzewiny wężowiska Poobszywały głaźne ławy... Samotny, senny, zadumany. Skronie do zimnej tuli ściany. Jakby się lękał tchnienia burzy. Cisza... O liście wiatr nie trąca, A tylko limba próchniejąca Spoczywa obok krzaku róży. 11. Słońce w niebieskim lśni krysztale, Światłością stały się granity, Ciemnosmreczyński las spowity W blado-błękitne, wiewne fale. n 196 JAN KASPROWICZ Szumna siklawa mknie po skale. Pas rozwijając srebrnolity, A przez mgły idą, przez błękity, Jakby wzdychania, jakby żale. W skrytych załomach, w cichym schronie, AAJędzy graniami w słońcu płonie, Zatopion w szum, krzak dzikiej róży... Do ścian się tuli, jakby we śnie, A obok limbę toczą pleśnie, Limbę, zwaloną tchnieniem burzy. 111. Lęki! wzdychania! rozżalenia. Przenikające nieświadomy Bezmiar powietrza!... Hen! na złomy. Na blaski turnic, na ich cienia Stado się kozic rozprzestrzenia; Nadziemskich lotów ptak łakomy Rozwija skrzydeł swych ogromy. Świstak gdzieś świszczę z pod kamienia. A między zielska i wykroty, Jak lęk, jak żal, jak dech tęsknoty. Wtulił się krzak tej dzikiej róży. Przy nim, ofiara ach! zamieci, Czerwonem próchnem limba świeci. Na wznak rzucona świstem burzy... IV. O rozżalenia! o wzdychania! O tajemnicze, dziwne lęki!... Ziół zapachniały świeże pęki Od niw liptowskich, od Krywania. z TATR W dali echowe słychać grania: Jakby nie z tego świata dźwięki Płyną po rosie, co hal miękki Aksamit w wilgną biel osłania. W seledyn stroją się niebiosy, Wilgotna biel wieczornej rosy Błyszczy na kwieciu dzikiej róży. A cichy powiew krople strąca Na limbę, co tam próchniejąca Leży, zwalona wiewem burzy... 197 VII. CISZA WIECZORNA. ]. Rozmiłowana, roztęskniona, Hen! od wieczornej idzie zorzy Zamykać Tatry w swe ramiona. Przed nią zawiewa oddech boży: Wonie jedliczne i świerkowe Ze swych lesistych wstają łoży. A ona tuli jasną głowę Do Osobitej, by wraz potem Kłaść ją na piersi Giewontowe. Po reglach muśnie li przelotem, Czoło Świnnicy w żar rozpali 1 Hawrań zleje krwawem złotem. Tak mknąc po szczycie i po hali, Z ogniem tęsknicy ginie w dali... ]]. Płonie kamienna Tatr korona, A cisza siada między granie. Rozleniwiała, rozmarzona. z TATR Nad przepaściami niema stanie. Senność przelewa w mgieł opary, Po skałach wiesza zadumanie. Ani się ozwie bór prastary: Ona milczeniem gniecie smreki, Unierucłiamia ich konary. Przez cały przestwór, przez daleki, Głuchą za sobą tęskność wlecze. Snąć dźwigającą wieki... wieki... Za nią, jak zdrój, co ledwie ciecze, Snują się ciężkie myśli człecze... 111. Owiana mgłami różowemi. Przystaje w drodze, zalękniona, Przykłada ucho swe do ziemi: Nic!... tylko gdzieś tam echo kona. Tylko przygasa obłok krwawy. Tylko blednieje Tatr korona. Pomrok ogarnia skalne ławy, A od nich płynie do stóp ciszy Li jednostajny szmer siklawy. Czasem zaklęty las zadyszy, Albo wystrzelił krzyk pastuszy 1 zmilkł... 1 ona znów nie słyszy Nic w tej przelękłej, mrocznej głuszy Nic, prócz pojęku twojej duszy... IV. Rozmiłowana, roztęskniona. Schodzi powoli od miesiąca Zamykać Tatry w swe ramiona. •99 łOO JAN KASPROWICZ Po halach srebrne krople strąca. Srebrzy potoków seledyny. Ciche pacierze szeptająca. Upłazy tuli w całun siny, Szkliwy, jak przędze te pajęcze; Blask żenię srebrny na gęstwiny. Blask żenię srebrny na przełęcze, Na wirchy, kopy, na grzebienie. Na przepaściste ścian poręcze — Blask naokoło srebrny żenię, Z nim wyczerpanie i omdlenie... V. Opadły Tatry i omdlały. Gdy na nie cisza rozmarzona Płaszcz zarzuciła wiewny, biały; Gdy rozpostarła swe ramiona — Srebrnej rozświetli mgławe smugi — , Garnące czoła gór do łona: Jak pas szeroki, jak pas długi, Od Lodowego do Krywania, A z nimi puszcze, stawy, strugi. Szczyt się przy szczycie ku niej słania, Ona omdlenie wciąż rozsiewa, Aż w tym bezkresie wyczerpania. Tuląc się gdzieś do limby drzewa. Sama wraz z bólem twym omdlewa... VIII TANIEC ZBÓJNICKI Baco nasz! Baco nasz! Dobrych chłopców na zbój masz! A nasze ciupagi Ciętsze, niż ten nagi. Biały pałasz wraży Orawskich husarzy! Hej! Baco nasz! Baco nasz! Dobrych chłopców na zbój masz! Dobrzy chłopcy w domu nie usiedzą, Pomkną lasem, pomkną skalną miedzą. Do bielonej polecą Orawy Na biesiady, na krwawe zabawy, W ślady za orłami Polecą turniami, Z wyostrzoną bronią Kozice przegonią! Hej! Ani my porteczek, ani my cużeczki, Kiej wypasać musim te cudze owieczki, A hań! za wirchami, za naszemi hory Pełne złota, srebra spichrze i komory! Hań! odmierzowają dukaty na beczki, Kiej my ni porteczek, ani też cużeczki! Hejże, chłopcy, hej! Z wirchów, hal i kniej! 204 JAN KASPROWICZ Za bukowy las. Za bór jaworowy, Hań-ci czeka nas Pieniążek gotowy — Na cużeczki, Na porteczki Złota, srebra w bród! Hejże, chłopcy, hej! Z wirchów, hal i kniej! "Wyszły na polany Liptowskie barany: Do liptowskich trzód Kany droga? Kany? Kany idzie perć — Przez życie czy śmierć?... Z buczaka na pniaka Z jedliczki na smrek, To droga junaka, To-ci jego bieg! Wirszyczkami, Turniczkami Idzie jego perć Na życie, czy śmierć! Hej! Hej-że, chłopcy, hej! Z wirchów, hal i kniej! Już w dolinach ptacy pieją, Już się buczki zielenieją. Na Świnnicy, na Zawracie, Naszym zamku, naszej chacie. Biały śnieżek ginie! Poza buczki, poza las! TANIEC ZBÓJNICKI 105 Aż ś 1 e b O d n y znajdziem czas W uherskiej dziedzinie! A ty, frajereczko, Nie zoruj tak wiele! Powrócim do domu, Sprawim ci wesele. Przy srebrnym miesiączku, Przy złotej zorzycy Pohulają z tobą Junacy, zbójnicy. Pohulają z tobą Orłowie, sokoli, Oddasz im wianeczek. Główka cię zaboli. Przy szumnym Porońcu, Dunajcowej fali, Oddasz im warkoczyk. Serce się rozżali: W malinowym gaju, Hań! w limbowym lesie Wietrzyk żałość twoją Rozwieje, rozniesie! Niecłi serce-ć nie płacze, Niech nie boli głowa: Dla ciebie w Koszycach Żyd korale chowa; Aliszkołackie kupcy Mają aksamity ] jedwab mięciutki, Kożuszkiem podbity. Zlecim do Budzina, Spadniem do Orawy Po białe talarki. Po dukacik krwawy! Sądeckiego piwa 2o6 JAN KASPROWICZ 1 krakowskiej wódki Przyniesiem na żałość. Na te twoje smutki. Nie bywaj tak luta, Nie bywaj tak rzewna: Kolebkę urobim Z zamorskiego drewna, A na krańce świata Powędrują nóżki. By ci t r u s i e piórka Przynieść na poduszki — Hej! Hej-że, chłopcy, hej! Z wirchów, hal i kniej! Poza buczki, poza haść, Pójdziem, chłopcy, zbijać, kraść, Pójdziem w orli szlak! Hej! Posiejemy strach! Hej! Zatrwoży się Lach, Liptak skrzydła stuli, Jak trafion od kuli Ścierwożerczy ptak! Zagrzmim, jak siklawy, Spadniem do Orawy, Zaszumim, jak las, Peszt usłyszy nas! Hej, nie zoruj, matko miła. Kiedyś po to nas zrodziła, Ażeby za nami Grzmiano strzelbiczkami! Hej, nie lutuj, ojcze nasz, Że nas, synów, po to masz. Ażeby za nami Szumiano szablami! A wy, bracia, bratowie, ] po waszej też głowie: TANIEC ZBÓJNJCKl Przy orawskim murze Zawiśnie na sznurze, W podwórcu, w Kubinie Od toporca zginie. Na wiśnickiej wieży. Jak gnój się uleży — Hej! Poza buczki, poza haść, Hej-że, chłopcy, zbijać, kraść, Wirszyczkami, Turniczkami, Zielonymi upłazami! Hej! Sam Janosik nas powiedzie Z pałaszem na przedzie! Wirszyczkami, Turniczkami, Za orłami. Kozicami, Od krzaka do krzaka, Z buczaka na pniaka: Z niejednego pana Zrobimy żebraka! Hej! A jak przejdzie drogą Nagi, z bosą nogą, Wygłodniały ))swój«, Zna-ci zakon zbój: Sukna da na cuhę — A będzie-ć to sztuczka Od buczka do buczka — , Kołacz za pazuchę. Na kierpec talara. Bo to nasza wiara. To nasz prawy brach! Hej-że, chłopcy, hej! Z wirchów, hal i kniej! 207 .o8 JAN KASPROWICZ Potokami, Jeziorami, Wirszyczkami, Turniczkami, Za orłami, Kozicami, Od krzaka do krzaka, Z buczaka na pniaka! Posiejemy strach! Hej! Zatrwoży się Lach! Hej! Liptak skrzydła stuli. Jak trafion od kuli Scierwożerczy ptak. Gdy nas w orli szlak, Z pałaszem na przedzie, Janosik powiedzie! Ach! Dziś nam tonąć w łzach: Janosik nie żyje, Czarny dół go kryje, A pałasz ten rdzawy. Co wiódł do Orawy, Na wysokiej horze Zacięty w jaworze — Hej!!... Baco nasz! Baco nasz! Dobrych chłopców na zbój masz! Dobrzy chłopcy, zbójnicy. Zbójnicy, Hań! w zamkowej świetlicy Każą sobie pięknie grać. Wino z beczki szumnie lać! Szumnie lać! Hej! Płynie wina złoty zdrój — Szubienicę ujrzał zbój: Jakżebym ja wiedzieć chciał. TANIEC ZBÓJNICKI 209 Na którejbym wisieć miał, A od spodku po sam wierch Powybijać bym ją dał — Hej! Dukatami, talarami. Aby jasność była z nami. Jasność, jak w świetlicy — Powybijać bym ją dał. Gdybym wisieć miał Na tej szubienicy! Hory, nasze hory, Wy nasze komory! Bukowe listeczki Nasze poduszeczki! Hory, nasze hory. Smreki a jawory. Wyście ocieniły Zbójnickie mogiły! Kiej nas szubienica Orawska ominie, Kiej mamy umierać W ojczystej dziedzinie, Torbeczką przepaszem Grzbiecik pochylony, W suchą rękę weźmiem Toporek stęskniony, Każem się prowadzić Pod wirchy, na hale, Tam już ostateczne Wypłaczemy żale. Tam złożymy kości Na świeżej polanie. Choćby je rozniosły Kruki a hawranie. Tam już ostateczną Zakończymy pracę, aSPROWICZ. DZIEU w. tĄ 2 10 JAN KASPROWICZ Jak one zbójniki, Słynni p o 1 o w a c e. Czy nam pod kościołem. Czy nam pod Krywaniem, Święta ziemia naszem Ostatniem posłaniem! Pan Bóg patrzy w jasność, Patrzy w ciemną głuszę: Z najskrytszego żlebu Pozwie naszą duszę. A zawsze-ć jest lepiej. Ty zbójnicki człeku, Spocząć ci pod turnią, Przy buczku i smreku! ■ Hej! Z Orawskiego zamku chłopcy pozierają, Czy się popod Tatry buczki ozwijają! Ozwija się buczek, jawor się ozwija, A chłopcom w ciemnicy biały dzionek mija! Mija biały dzionek i nocka im schodzi - — Skarżą się swej doli junakowie młodzi: Na skrwawionych nogach zberczą im kajdany. Nie wskoczą na turnie, na skaliste ściany! Nie zmierzą niedźwiedzia, nie strącą kozicy, Obwisną im ręce hań! na szubienicy. Zorują junacy: O mamiczko luba! Iżem cię nie słuchał, przyszła na mnie zguba! Żem się nie oglądał na twój wieczek stary. Dziś mnie opatrują orawskie husary! TANIEC ZBÓJNICKI CU Tak mnie opatrują, że aż krew się leje. Jako z tej zwierzyny, strzelonej śród knieje! Więdnie limba, więdnie na skalnem urwisku, Biadają junacy w orawskiem zamczysku: Wysłali panowie orawskich husarzy. By nas oblec w mundur, a nas mundur parzy! Wysłali z łańcuchem, z grubymi powrozy. Żeśmy na turniczkach wystrzelali kozy. Wysłali za nami do lasu, do boru. Żeśmy im nie chcieli sługiwać u dworu. Wysłali z rozkazem, byśmy wypasali Te pańskie kierdele na góralskiej hali! — Panowie, panowie, husarscy hersztowie. Niech wam takie sprawy nie chodzą po głowie! Panowie, panowie, ostańcie panami, Ale my nie będziem waszymi sługami! Na zbój wyruszymy, duszyczka pohula, Zabierzem pieniążki, zaniesiem do króla: Hej! królu, ty królu, wielki nasz hetmanie, Masz-ci te pieniążki, spraw se wojsko za nie! Wysztyftuj regiment, huf wysztyftuj zbrojny 1 spiesz do śmiertelnej z nieprawością wojny!... Stawiają w Orawie szubienic na rzędy. Ku naszym dziedzinom husarya w pędy! Ku naszym dziedzinom husarya sadzi, Zejdą się z dziewczyną, dziewczyna nas zdradzi. -4* 212 JAN KASPROWICZ Powiedz-że mi, powiedz, ty frajerko miła. Cóżem ci uczynił, żeś mnie tak zdradziła? Dla ciebie-m w kotliku przynosił dukaty, A tyś mnie wepchnęła za żelazne kraty! Dla ciebie-m rabował koralików sznury. Tyś mnie na spętanie wtrąciła w te mury! Po tom ci przynosił jedwab, aksamity. Abym w te łańcuszki dzisiaj był spowity? A bodaj-że we mnie piorun był uderzył W oną zlą godzinę, kiedym ci zawierzył! A bodajś, dziewczyno, na wieki przepadła. Żeś mi zgotowała te na kark zawadła!... Nie ciesz się, tej głowy nie nośże tak górnie. Jeszcze nas zobaczą wirszyczki a turnie! Jeszcze nas na świecie oczy twe zobaczą. Lecz nad tobą ojciec i matka zapłaczą! Słyszycie te szumy, słyszycie te huki ? Jakgdyby się granie rozpadały w sztuki! Czy to się Dunajec z drogi swej zawrócił ] huczne swe fale pod te ściany rzucił? Hej! to nie Dunajec wody swe tu ciska; Płynie on, jak dawniej, popod Kościeliska! To końskie kopyta tętnią tak po moście, Na orawski zamek harni jadą goście, Z pałaszem na przedzie, Janosik ich wiedzie! TANIEC ZBÓJNICKI 21 3 Hej! Panowie, panowie. Husarscy hersztowie. Teraz nie po naszej, lecz po waszej głowie! Hej! Tańczą już zbójnicy W zamkowej świetlicy, Każą sobie pięknie grać. Wino z beczki szumnie lać! Hej! A gdy się napiją. Gdy się natańcują, Te dźwierze wybiją. Kajdany rozkują! Hej! Zamczysko podpalą na wsze cztery wiatry. Aż się zczerwienieją nasze siwe Tatry! Taki ogieniaszek pod mury podłożą. Że w tę nockę ciemną pomkniemy, jak w zorzą! Pomkniem na swobodę! My junaki młode — Hej! W tę skalną zagrodę! Wirszyczkami, Turniczkami, Zielonymi upłazami, Od krzaka do krzaka, Z buczaka na pniaka — Hej! •Łańcuch nasz rozkuty: Nie pójdziem w rekruty. 214 JAN KASPROWICZ Ani też w parobki Wiązać cudze snopki, Ani na wysłudze Paść barć barany cudze! Na wirchy, a turnie Poniesiem się górnie. Gdzie schodzą na paszę Te kozice nasze! Na wanty, na czuby, Hej! orełku luby. Ptaku bystropióry, Poniesiem się w chmury! Wirszyczkami, Turniczkami, Za orłami. Kozicami, Od krzaka do krzaka Z buczaka na pniaka! Hej! Posiejemy strach! Hej! Janosik na przedzie Szyknie nas powiedzie. Pałaszem wywinie. Aż wszystko złe zginie - Hej! W szczęśliwej godzinie - Hej! Zatrwoży się Lach, Liptak skrzydła stuli. Jak trafion od kuli Ścierwożerczy ptak, Gdy nas w górny szlak, Z pałaszem na przedzie, Janosik powiedzie! TANIEC ZBÓJNICKI 215 Ach! Dziś nam tonąć w łzach! Janosik nie żyje. Czarny dół go kryje, A pałasz ten rdzawy. Co nas wiódł z Orawy, Na wysokiej horze Zacięty w jaworze — Ach!... IX NAD PRZEPAŚCIAMI 1. NAD PRZEPAŚCIAMI. MIRIAMOWI. 1. Olbrzymie baszty stromych skał Spadają w głąb bezdenną, Gdzie fale mgławic wicher zwiał W toń nieruchomą, senną. "W słońcu goreje szczytów skroń, Smug opałowy spada W mgieł nieruchomą, senną toń, Gdzie śmierć spoczywa blada. Lśni się w opalach wiewny puch Mgły błękitnawo-mlecznej, A ponad śmiercią ludzki duch Zawisł, jak blask słoneczny. Ciała przytulił ogrom skał, W przepaściach śmierć pod nami, A duch, zrzuciwszy brzemię ciał. Zawisł nad przepaściami. 11. Na głaźnych stokach drzemie las W błękitnej mgieł oponie — 220 JAN KASPROWICZ W ten południowy, cichy czas, Co wokół żarem płonie. Wczoraj tu szalał błysk i grom, Burza waliła kłody, Dziś towarzyszy cichym snom Szept wysrebrzonej wody. "Wczoraj z tych bezdni wyszła śmierć. Opoki pod nią drżały, A dziś się skrada na jej perć Sierpniowy wiew nieśmiały. Lśni niezmącona jezior toń Pośród urwistych zboczy. Gdzie wczoraj śmierci groźna dłoń Gasiła blask przezroczy. Jako źrenica szklana lśni Tej ekstatycznej duszy, Co pragnie przejrzeć tajnię dni W przyszłości strasznej głuszy. Co pragnie przeciąć gruby len, Rozedrzeć mgieł okrycie. Otaczające — wieczny sen, Czy też wieczyste życie?... 111. Nad przepaściami ludzki duch Zawisnął nieruchomy. Wpatrzony w światła ciągły ruch, W słonecznych nieb ogromy. Wokół jasności taka moc Wypełnia widnokręgi. Jakby świat nie znał, czem jest noc, Czem skryte jej potęgi. NAD PRZEPAŚCIAMI 22 1 Na miękką zieleń halnych łąk, Na kamieniste ławy Blask z niewidzialnych płynie rąk, Perłowy lub złotawy. Skrzy się i pali każdy głaz, Siklawa ognie ciska, Bór rozbłękitniał, tęczy pas Wiesza się na urwiska. Tonie w światłościach ludzki duch. Jak nurek w mórz głębinie; Zlewa się razem wzrok i słuch. Granica zmysłów ginie. Co było przedtem mocą barw. Śród falistego drżenia Staje się dźwiękiem setnych harf, W melodyę się przemienia. Ponad przepaście, ponad żleb. Gdzie śmierć cierpliwa drzemie. Rozbrzmiały hymny jasnych nieb 1 ogarniają ziemię. Ponad łańcuchy Iśnistych gór Płynąc falami słońca, Śpiewa anielski, wieszczy chór. Że trwaniom niema końca. Śpiewa — a pieśń ta jako chrzest. Odradzający wiarą — , Że tylko życie prawdą jest, A śmierć jest złudną marą. Śpiewa, akordów dziwny tok Śląc nad promienne drogi. 222 JAN KASPROWICZ Że złudą tylko cień i mrok. Że płód to ludzkiej trwogi. Że prawdą światło, pełne łask. Że nad tych dni zamętem W spokój swój każdy łączy blask W Wieczystem, w Niepojętem. 1 dalej śpiewa złota pieśń. Mknąc znikającym łanem. Że widomego świata cieśń Rozszerza się w Nieznanem. W nieznanem oku ziemskich dusz. Spowitych w ciał osłony. Ćmiące niezgasłych odblask zórz, Z bożego tchu zrodzony. Ale kto starga przędzę ciał. Ten, pijąc z czar zachwytu. Będzie świadomość jasną miał Bezkresowego bytu... IV. Mgieł opałowych wiewny len Otula strome głazy, A duch nad mgłami zapadł w sen, W promienny sen ekstazy. Ponad skalisty wzniósł się loch. Nad śmierci źlebne cienie, Stracił z przed oczu ciała proch. Wieczności ma widzenie. Kroplą dżdżu wrócił do swych mórz. Do pierwotnego łona: Granice czasu znikły już, Gdzież przestrzeń określona? NAD PRZEPAŚCIAMI 223 W bezmiarze świetlnych tęcz i łun, W błękitów, w barw bezkresie Cicho sferycznych nuta strun W słodkich się szumach niesie. Przesłodkich szumów żaden zgrzyt Nie skłóci w tym bezmiarze. Gdzie bezkresowy twórczy byt Rozlewa swe miraże. Gdzie tajemniczy, wielki »On((, Obcy ziemskiemu oku, Wysnuwa z siebie plonów plon W nieustającym toku. Gdzie i>On«, co jeden jest i wraz Milionem jest milionów. Wchłania znów w siebie w ciągły czas Pierwiastki swoich plonów. 1, niby świetlny, wiewny puch. Wzniósłszy się do tych szczytów We śnie ekstazy, ludzki duch Stapia się z bytem bytów. Ale jak kropla blask ma swój W blaskach wielkiego morza, Gdy na nie ogni złoty zdrój Poranna zleje zorza: Tak duch swem własnem światłem lśni W światłości tej bezkresie. Co jest początkiem ziemskich dni. Co źródłem życia zwie się. Dziwnych zespoleń święty chrzest Natury mu nie zmienia: 224 JAN KASPROWICZ On czuje rozkosz, że on jest, 1 rozkosz ma tworzenia. On ma świadomość swoich sił, On wie, że wnika wszędzie. Że mu początek obcy był. Że końca mieć nie będzie. On w skojarzeniu widzi tem. Że, jako on, świadomie Wypełnia ogrom swoim tchem 1 mieści się w atomie. W ten bezgraniczny wszedłszy chram, On dzisiaj czuje w sobie, Że żyje dalej w nim, co tam W ponurym legło grobie: Słońca i gwiazdy, które już Zagasły ludzkim oczom. Ognie rozpierzchłych dawno zórz, W nim swoje blaski toczą. Długich pokoleń rojny tłum. Co zginął w czasu fali. Zgniłych już dębów zgłuchły szum W nim ciągle żyje dalej. Barwy zdeptanych dawno ziół. Traw pokoszonych wonie, Wody, po których został muł. Wciąż żyją w jego łonie. Myśl, co rozparła ludzki mózg, ] instynkt, co był w płazie. Wielkie uczucie, co od rózg Zginęło jak w ekstazie; NAD PRZEPAŚCIAMI 225 "Wola i zmarły odruch ciał. Bytów materya wszystka, Szept, co go z wargi powjew zwiał, Przelotne drgnięcie listka: Cały ten bezmiar, bezlik ten Życioświadczego ruchu. Co tam snąć w wieczny zapadł sen. Tu wiecznie żyje w duchu. 1 on, zlan z bytów Bytem, on. On, co w tworzenia niebie Wysnuwa z siebie plonów plon 1 znów go wchłania w siebie — On, co na słońca wzniósł się perć. Zrzuciwszy ciał okrycie. On wie, że złudą li jest śmierć, A zasię prawdą: życie! V. Ponad olbrzymie baszty skał. Nad śmierci mgławe cienie Duch się unosi — duch, co miał Wieczności przywidzenie. Wzniósł się, jakgdyby w blasku zórz. Nad przepaść, nad głęboką, A tam od dołu innych dusz Ciche się cienie wloką. Pną się w promienny, stromy szczyt. Nad żleby, ponad granie — W górę, gdzie wieczny dzierży Byt Nad śmiercią panowanie. Tak się leniwie pną w ten smug, Z słonecznych skier utkany. KASPROWICZ. D2IIU IV. '5 226 JAN KASPROWICZ Jakgdyby miały u swych nóg Ciężary i kajdany. Tak się czepiają ostrych ścian. Tak przytem kurczą ręce, Jak pod pieczeniem krwawych ran. Jak w boleściwej męce. Tak odwracają błędny wzrok. Snąć bielmem przysłonięty, Jakgdyby wrogów czarny tłok Nastawał im na pięty. Nieraz się potkną, tak się pnąc Tą przepaścistą percią, Opiłe winem szczytnych żądz. By górę wziąć nad śmiercią... Nieraz się potkną — wówczas śmiech Rozlega się w przestworzu Tysiącem strasznych, dzikich ech. Jak echa burz na morzu. Jak przeraźliwe echa burz. Gdy z nieb padają gromy, A wielkie statki idą już Na drzazgi i na złomy. To śmierć wysłała z swoich nor Widm rozpętane moce Nad ten urwisty, skalny tor. Skąd wieczny byt migoce; To niepewności straszny ptak Bije ciemnemi pióry: Cień jego pada na ten szlak. Co wiedzie w jasne góry. NAD PRZEPAŚCIAMI 2^7 W^yrzut się zrywa, niby szał. Zadaje duszom razy, Że łamią kwiaty swoich ciał 0 te krzemienne głazy. Że, pnąc się w sfery marnych złud, Nie pomną w swej podróży. Iż ten nadludzki, płony trud Rozkwitom ciał nie służy... 1 wraz świadomość w ślad tych mąk. Niby potworna żmija. Ten swój oślizły pręży krąg, W dusze się żądłem wpija. Wpija się w duszę olbrzym-wąż, Ze swojej rad zdobyczy, Wyssysa wszystką siły miąż 1 syczy, syczy, syczy... Syczy, że wieki ziemski lud "W^yprawiał swe wybrance Do tych tajemnych życia wrót. Na te zawrotne krańce. 1 że już długich wieków wiek, Wspinając się daremnie. Upadał w przepaść słaby człek, W jej nieprzejrzane ciemnie. Że do padolnych tylko niw Przyrosły byt człowieka: Tu on kwitnący, tu on żyw, Aż — końca się doczeka... 1 syczy, syczy potwór-gad Na tej przepastnej perci. Że wszystko: człowiek, zwierz i kwiat Podlega jednej śmierci. .5* llS JAN KASPROWICZ Że Śmierć nad wszystkiem tron ma swój, Owity w groźne cienie, Że zmienia wszystko w rozkład, w gnój 1 w mrok i w zapomnienie. Tak syczy... syczy... Na ten syk. Wijący się u zboczy. Trwoga wyrzuca z siebie krzyk, Z ust białą pianę toczy. Rozpacz, idąca, niby straż, "W ślady błędnego grona. Wykrzywia z śmiechu bladą twarz, Wykręca swe ramiona... VI. Rozpacz i trwoga i ów płaz — Straszna świadomość końca — Zmieniają w zamęt cichy czas Południowego słońca. Syk, krzyk, płacz, jęk i szału śmiech ] westchnień szept głęboki Leją się ciężką falą ech Na szczyty i na stoki. Z każdego żlebu ciemnych gór, Z każdej przepaści mglawej Jęk się dobywa: wzdycha bór, 1 płacze pas siklawy. Potok odbrzmiewa jęków tchom. Cały w łkających pianach; Szaleje głazów szary złom. Skacząc po zdartych ścianach. Z opocznych szczelin, z skrytych jam, Z wnętrza ponurej puszczy, NAD PRZEPAŚCIAMI 229 Jak długie pasmo mgławych plam. Snuje się widmo tłuszczy. Snuje się, wzmaga, gęsty kłąb Wypełnia przestwór cały; Szczytów zszarpanych zniknął zrąb. Znikły urwiste skały. Świat na nie spłynął, wszystek świat Po tych przestworach sunie — Za nim tysiące idą lat W rozwianym w krąg całunie. Świat tutaj spłynął... Łzy do stóp Zlewają się zmroczone: Ten płacze ojca, a ten w grób Najdroższą niesie żonę. Temu już w piersi zbrakło tchnień: Na wieki żegna dziecię! Rośnie łez falaj... Straszny dzień!... O świecie! świecie! świecie! Twojej boleści gdzie jest kres? Gdzie raju ciche niwy? O świecie! świecie! ziemio łez, O świecie nieszczęśliwy!... Fala łez rośnie... W bezmiar mórz Ta fala łez wyrosła... Chwila — a świat pochłonie już... A gdzież jest łódź? gdzie wiosła? Bez łodzi, wioseł, w smutku dal Posępny orszak płynie Po tym bezmiarze słonych fal. Po wzdętej łez głębinie. Trumny porywa gorzki wir, W bolesną oędzi sferę; 230 JAN KASPROWICZ Za niemi żywy płynie kir 1 jęczy ))Miserere«. Płynie — ach! dokąd? gdzież jest kres? Kiedyż się ból twój prześni? 0 świecie! świecie! ziemio łez! Kraju pogrzebnej pieśni! Płynie — ach! dokąd? tam, gdzie łan "Wielkiego cmentarzyska, Gdzie myśli ludzkiej kres jest dan. Gdzie fosfor prawdy błyska. Gdzie myśl, co biegła w słońca wyż. Ku niezgłębionej treści. Płacząc, całuje drogi krzyż 1 słania się z boleści. Gdzie myśl, odziana w czarny len, W żałoby to okrycie. Przestaje pytać: wieczny sen, Czy też wieczyste życie? VII. Cisza... Sierpniowy jasny dzień Otula widma szczytów Wiewną powłoką ciepłych tchnień, Idących z nieb błękitów. Na stromych stokach Iśnistych gór, Wsparty o głaźne ściany. Śni, marzy, drzemie cichy bór, 'W błękitne mgły odziany. Czasem się ozwie dusza drzew 1 z cicha coś poszepce, Gdy je pogładzi cichy wiew. Co skalne trawy depce. NAD PRZEPAŚCIAMI 23 I Potok, W słonecznych złocie skier, Szemrze w kamiennem łożu; Falami cichy idzie szmer. Rozpływa się w przestworzu. Między szczątkami zdartych pni, Między szaremi ławy W cichej kotlinie szkliwość lśni: Milczące, ciche stawy. Znieruchomioną, dziwną krucz Mają te wód źrenice: Snąć kryje głębia stawnych ócz Niezgadłą tajemnicę!... Głaz niewidzialna rzuca dłoń... 1 głaz szczytowy spada W przepaści cichą, mgławą toń. Gdzie śmierć spoczywa blada. Ponad przepaścią, której głąb Pomroka mgieł schowała, Na skał wirchowych wszedłszy zrąb. Leżą śmiertelne ciała. Do ciał powrócił ludzki duch — Dziwną przebywszy drogę: Spojrzał w przepastnych mgławic puch 1 czuje trwogę — trwogę... ]]. WIECZNOŚCI WIELKI, GŁCBOKl, NIEOBJĘTY SEN... Wieczności Wielki, głęboki, nieobjęty sen. Co ducha ciszą mami, Ogarnął cichy świat W południa skwarny czas... Nad przepaściami. Gdzie Śmierć, spowita w mgieł jedwabny len, W błękit rozwiewnych szat, Z Strachem i Lękiem gości. Swych promienistych kras Błękitny rozprzędł len Wielki, głęboki, nieobjęty sen Wieczności... Ciężkość upalnych tchnień Złożył na góry cichy sen wieczności. Wielki, głęboki, nieobjęty sen, Kochanek wielkich, a głębokich dusz. Których powszedniość nie plami. Spadł na olbrzymy gór... Na ten zaklęty, tajemniczy mur. Łączący bramy powstających zórz NAD PRZEPAŚCIAMI 233 Z mogiłą słońca. Gdzie braknie życia róż, Upadł głęboki, nieobjęty sen Wieczności... Nad przepaściami. Gdzie Śmierć, spowita w mgieł błękitny len, Z Strachem i Lękiem gości. Śpi w tych upalnych tchnień Sierpniowy dzień — Ach! śpi bez końca Snem nieprzespanych snów Kamienny huf... Na stokach sennych gór — Nad przepaściami. Gdzie Śmierć, spowita w mgieł błękitny len, Z Strachem i Lękiem gości. Śpi ciemny bór — W promieniach słońca Śpi... Śród tych upalnych tchnień. Które w sierpniowy dzień Śle nań głęboki, cichy sen wieczności. Od końca do końca Wypełniający przestworza. Śpi ciemny bór... Śpi niby mgławy cień Tej dziwnej Śmierci, co w przepastne głębie, W wielkich tajemnic morza. Każe się nurzać ludzkiemu duchowi: A ten w nich przestrach łowi Lub ukojenie... Jak Śmierci mgławy cień. Tak się na skalnym zrębie. Na stokach gór. Położył bór 1 śpi. L34 JAN KASPROWICZ Wczoraj w te jego cienie Wtargnęły hordy burz: Szalał błyskawic nóż. Cięły topory gromów, Z trzaskiem padały pnie W strącony wichirem piarg, W kamienny potok złomów... Dziś jeszcze gdzieś tam schnie Ostatnia kropla łez, Któremi płakał bór, Dziś ledwie gdzieś śród gór Znalazły cichy kres Echa tych głośnych skarg, Któremi jęczał bór... A dziś już cichy, nieobjęty sen, Wypełniający przestworza, Kroplą swojego morza Upoił bór... Dziś już na stokach gór, Na przepaścistym zrębie, Gdzie za całunem mgławych chmur Śmierć ma swe głębie. Śpi cichy bór... Wieczności wielki, nieobjęty sen. Od końca do końca Wypełniający przestworza, Na mgłach błękitne porozwieszał tęcze — Opałów morza. Barw miliony. Odblaski słońca. Którego ludzkie nie przeniknie oko. Rzuca szeroko, głęboko... Wibracye dźwięków, promieniste tony. Których śmiertelne ucho nie dosłyszy, Rozlał w swej wielkiej, południowej ciszy Na senne lasy, wirchy i przełęcze. NAD PRZEPAŚCIAMI 235 "Wieczności sen nieobjęty... Nad przepaściami, Gdzieś w głuszy, Gdzie Śmierć, spowita w mgieł jedwabny len. Czeka na sprzęty. Swój promienisty, Iśnisty rozprzędł len Wieczności dziwny sen... Zwierciadłom jezior daje tajemnicze Błękity oczu tej duszy. Co za granice — hen! — Ludzkich dostrzeżeń Umie mu spojrzeć w oblicze, Wiecznych z nim godna sprzymierzeń... Na stawów zeschłe łożyska Srebro swych blasków ciska. Na kwiat głazami pocięty. Na świerk umarły, zeschnięty. Rzuca promienny swój len Wieczności sen Nieobjęty... Waruno!... Ręce się moje podnoszą ku tobie, Wielki Waruno, Porannej zorzy rozkrwawiona łuno, Strugi promieni lejąca po globie!... W twą stronę — Ku twym wyżynom, o Słońce, "Wzlatują myśli moje utęsknione, A niespokojne, wciąż się poza siebie Obracające, Czy nie mkną za niemi Nagie, wychudłe od dzikiej cłiciwości Upiory mroków... Kiedy na niebie Blask twój zapłonie Falą iskrzących potoków Ponad posępnem cmentarzyskiem ziemi, Kryjących w sobie zgasłych wieków kości — Ku twej słonecznej koronie Ze snu rozwarte kiedy spojrzą oczy. Czemu nie radość rozdźwięcza mą duszę W błogosławieństwa święty hymn, w ochoczy Wielbnych melodyi szał. NAD PRZEPAŚCIAMI A tylko w wnętrzu wciąż przytłumiać muszę Skryte, tajemne, natarczywe lęki? Traw twoich pęki Lśnią szmaragdami, zaścielając miękki. Wonny, puszysty kobierzec dla ciał, Zaróżowionych pragnieniem rozkoszy! Na toś w nie ogień swego życia wlał. Na toś je z ziemią wielką żądzą skuł. Ażeby więdły z trawami. By blakły z barwą ziół, By opadały razem z liśćmi drzew, Nim zdążył przebrzmieć rozpoczęty śpiew? Zanim nad nami Zdoła się stoczyć w grób czerwonych mórz Żar twego słońca, światło twoich zórz. Czemu nas ręka niewidzialna płoszy? Czemu nas spycha w cień, W chłodną, wilgotną toń, W przygniatającą cieśń, Nielitościwy, straszny, srogi boże, Twa niewidzialna dłoń? O życie, O rytmie krótkich, urywanych tchnień, Których największy arcymistrz nie złączy W pełną, zamkniętą, harmonijną pieśń! A ty, na szczycie. Spokoju mając zgotowane łoże. Srebrnym, przejrzystym naodzian obłokiem, Słonecznem śmiejesz się okiem, O płomienisty, a tak zimny boże! Gdy oddech milknie śród starganych łon. Gdy krew się sączy Z palców, silących się uderzać w lutnie. By z tych, przez ciebie naciągniętych strun Wydobyć ton. 237 238 JAN KASPROWICZ Co się nie urwie, nim się z tonem zleje. Ty z głębi cichych, przedwieczornych łun Wychylasz cichą twarz — Cichą okrutnie! O wielki smutku nasz! O wyczerpanie wszystkiej naszej siły! O w oceanu głąb schodzące zorze! Któż ci jest miły? O kogo ty dbasz? Czyje wypełniasz nadzieje, O bezgranicznie obojętny boże?!... M.glistą świadomość człowieka W swoim bezdennym pochłaniasz Erebie, Jak ten ostatni blasków promień mgławy, W swe bezgraniczne zatapiasz ją morze. Zamykające się nad nią bez wrzawy. Bez burz, bez gromów, bez pomruku fal, Bez rozpienionych pierścieni. Zanim się mogła stać świadomą siebie! W nieogarniętą, w niedosięgłą dal, Która jest pełna ciebie. Twych żywych ogni i twych martwych cieni. Podnoszą ręce się moje... Mrok na nie ścieka — Mrok na nie zlewa swych ołowiów zdroje... O ciemnią nocy posępny pogrzebie! Drogo nieznana! o drogo daleka. Ginąca w ciemni przepastnej otchłani! Widma tułacze — Potworne strachy, lęki i rozpacze. Oślepłe, głuche, o piersi zapadłej. Gęsto twe brzegi obsiadły: NAD PRZEPAŚCIAMI Oblazłe z włosów czaszki pożółkniałe Biją o czaszek nawałę 1 pięść o pięść się rani 1 z zachrypniętej krtani Okrzyk bezdźwięczny kracze Twą nieśmiertelną chwałę, O słońce! o życie! O ty gasnących zórz wieczornych boże! O ty posępny pogrzebie! 0 ty nieznana, o daleka drogo!... Mnogo Globów ognistych — Ty wiesz: tak mnogo, że milion rozumów. Lat miliony liczących, nie zdoła W^yczerpać miary — rozsiałeś dokoła W tym pełnym ciebie przestworze... W^ błękicie Dnia słonecznego, o promienny boże, 1 w nocy roztoczach mglistych, 0 ty pomroków panie. Krążą śród szumów, Niedosłyszalnych dla ucha. Te światy. 1 każdy z nich ma swe zorze. Co gasną. Każdy blaknącą ma swą jutrznię własną. Swych słońc zachodnich każdy ma szkarłaty 1 swe przepastne otchłanie... Życia i śmierci ty harmonio głucha!... Na szczycie Swoich ogromów, pomiędzy ogromy Siadłeś, Maruno, i patrzysz na ziemię. Na pył ten marny, na proch ten znikomy. Na to robactwo, na te lwy, na trawy. 239 240 JAN KASPROWICZ Na wód kropelkę, na plemię Ptaków i ludzi. Na krwawy. Na nieopłatny znój... Zabłysły zorze — Na łan zorany spłynął blasków zdrój. Pieśń skowrończana ze snu siewcę budzi... Ziarna wyrosły w twoich deszczów rosie. Kłosy dojrzały w cieple twego słońca: Orkanny tabun twój Przebiegł po roli i stratował siew... O zmilkły pieśni skowrończanej głosie! O ty zdeptany ugorze. Na którym sterczy zwiędły, czarny krzew — Oset żałoby... Bez końca Wicher uderza o wierzchołki drzew... Czerwone liście padają na groby Głucho, bez dźwięku... Upiorne dusze obiegły rozdroże... Patrzą... gdzie patrzą?... Suną... dokąd suną?. O lęku!... O ty słoneczny, o jasny Waruno!... IV*). Nie było bytu, ani też niebytu... Nie było głębi powietrznego n\orza. Która wypełnia od szczytu do szczytu Bezmiar przestworza... Cóż się ruszało i pod czyją pieczą. Zanim nadany kres był wszystkim rzeczom, Zanim przepaści stały się widzialne. Zanim turnice wystrzeliły skalne — Nieb sięgające opoki — , Nim ląd się oddzielił od wody? O wiecznie świeży i młody, Wartki, jak rzeka, A jak ocean, głęboki Duchu człowieka. Ty od początku do końca Mknący ku treści, W której się koniec i początek mieści: Gdzież miało swoje ukrycie To, co się kryje, ponure i senne? W promieniach słońca, W wiecznym kochanku, zakochane życie Gdzież miało blaski promienne? *) Z motywów wedyckich. MSPROWICZ. OZIEU W. 242 JAN KASPROWICZ Nim się początek urodził z początku, Zanim się stało To, co się stało; zanim w przemian wątku Łączyła byty łączność, dzieliła rozdzielność. Ni śmierć nie władła, ani nieśmiertelność. Nad zmrokami nocy Dzień jeszcze nie miał rozświtowej mocy, Ani też białość dnia w swą brała moc Ta czarna noc: Ciemność jedynie W ciemności legła głębinie. Próżni ogromy W^ próżni przybytek miały niewidomy. Nad wszystkiem i nad niczem było tylko Jedno, Wszystkiego i niczego niedosięgłe sedno. Spokój i tętno, Bezrucli i rucli. 0 duchu ludzki, wychowań w mądrości. Która z Jednego w twoje wnętrze spływa 1, niegasnąca, żywa. Dopóki pragniesz, w twoim wnętrzu gości 1 niegasnące, żywe ryje piętno Na twoim bycie. Że zwiesz się: duch. Że zwiesz się: życie — O duchu ludzki, zwrócony obliczem Ku onej treści, W której się koniec i początek mieści. Ty wiesz, że Jedno w wszechpotężnej mocy Stało nad wszystkiem i niczem. Nad próżnią próżni i nad nocą nocy... A może nie wiesz!?... A ponad bezmiary Pustki i ciemni, nad bezgranicami NAD PRZEPAŚCIAMI 143 Uczuło Jedno w bezmiarze 1 w bezgranicach swojego istnienia Palącą miłość... Byłoż istnieniem, czego ducli człowieka Nie umie pojąć, acz pełen jest wiary. Czystej, przejasnej, jak Gangesu rzeka, Wielka i święta. Pełna jest świetlnych opali, Kiedy jej wody spromienia Słońce południa? Opiłość Narkotycznego uczucia powali, 0 Jedno, wszystkich przed tobą — W pobożnym żarze. Jako pokosy zbóż, Wszyscy już leżą: Tylko się zlituj nad nami, Niewiadomości zdejm pęta, Niech twoja moc niepojęta Będzie pojętą dla dusz!... 1 oną dobą. Która się stała porą por, macierzą 1 dnia i nocy i pełni i nowiu ] gwiazd i słońca i świtów i zórz, W owem bezmiernem pustkowiu. Gdy Jednem miłość owładła. Na ciemnię jasność upadła: Nasienie nasion, wszechnasienie ducha, Zapładniający żar... 1 ciemnia głucha Zmienia się w światłość i gwar... Tak przyszła siła. Co byt z niebytem spoiła, Z łącznością rozdzielność. Ze śmiercią nieśmiertelność... 244 JAN KASPROWICZ O duchu ludzki, urodzony z siły, Co nad krawędzią mogiły Śród cmentarnego pola Zmartwychwstające postawiła życie, Ty wiesz, że jest przedział w wszechbycie — Tutaj: przyroda, tam: siła i wola. Tutaj: spoczynek, a tam zaś: dążenie — O duchu ludzki, nasienie Duchów, idących z zwróconem obliczem Ku onej treści, W której się koniec i początek mieści. Ty wiesz, kto stanął nad wszystkiem i niczem, Ty wiesz, skąd wyszło stworzenie... A może nie wiesz?!... On jeden. Co ma w niebiosach swój Eden, W słonecznej skąpany ulewie. On, w promienistym siedzący Edenie, On wie sam jeden, kto wóz świata wdrożył. On wie, skąd wszystko wzięło się stworzenie — Bądź On je stworzył, bądź On go nie stworzył.. On wie sam jeden. — A może On nie wie?!... X AKORDY JESIENNE 1. Wiatr w pożółkłych liuczy drzewacłi niebo pełne czarnych chmur, A z ich kłębów kotłujących księżycowy, martwy blask Spłynie czasem ponad ziemię, co spoczywa niby twór, Ulepiony z mgieł i błota, od promiennych zdała łask. Nieodrodne dziecko ziemi, jej słabości nikły wzór. Sam się wlokę, jak ów rycerz, gdy mu wzięto tarcz i kask W jakimś strasznym, ciężkim boju — lub jak ptak, odarty z piór, Tak się wlokę, ogłuszony, w tej wichury szum i trzask. Ktoś mi szepce — widać, jakiś odrętwieniu wrogi duch — , Ze ta ziemia pierś podnosi i że jęczy na swój los — Nic nie widzę! — nic nie słyszę! Na tom stracił wzrok i słuch. 248 JAN KASPROWJCZ Tylko zmilknie wichr na chwilę, księżyc chmur rozpędzi tłok, Wówczas jakbym pierś tę widział i rzęrzący słyszał głos — ] przeklinam wichr i księżyc, żem miał znowu słuch i wzrok. cgCS> ]]. Cóż, że jestem dziś samotny, jak smagany wichrem głóg? Cóż, że barwną swą koronę pośród zimnych tracę burz? Wszak Naturze, matce wielkiej, zaciągnicty-m spłacił dług — 1 jam z pola wszak nie schodził, jak leniwiec albo tchórz! Niech mi syczy głos zawistny: więdniejące liście złóż! Niech odpycha mnie od siebie znikczemniałe plemię sług! 1 jam rzucił płonne ziarna, z których wzrosną pęki zbóż. By wzbogacić człowieczeństwa ten otwarty, wielki bróg! Szalej, wichrze! zrywaj liście! mieć śnieżycą! dżdżami pluj! Siecz po skroni! włos rozwiewaj! aż do ziemi krzyże gnij! Płaszcz potargaj na łachmany, z rąk podróżny wytrać kij! i50 JAN KASPROWICZ Mogę Stanąć, jak wylękły, mogę jęknąć na ten znój, Mogę skrzepłą krwią rozpaczy o niebieski rzucić skłon, Lecz tej dumy mi nie wydrze twój, szalony wichrze, gon! ]]]. Pełzam nieraz, jak gadzina, śród bagnistych skryta łąk. Jak potulne bydlę w jarzmie, tak swój twardy zginam kark! Nie śmiem wichrom spojrzeć w oczy, nie śmiem wznieść ku chmurze rąk 1 światłości niszczycielce cisnąć groźby z spiekłych warg. Nieraz patrząc, jak o skarby, które pośród krwawych mąk Zdobył wielki duch ludzkości, czerń szachrajski wiedzie targ. Ledwie wzgardę mam na ustach, ledwie słowo, godne ksiąg Zniewieściałych trubadurów, ledwie łzawe krople skarg. Nieraz — duszo, nie kłam sobie! tych złowróżbnych słuchaj tchnień: Wiatr jesienny ci urąga! do swej dawnej mocy wróć! Nie wystarczy, coś posiała za ubiegłych, wiernych lat... 1^2 JAN KASPROWICZ Zwiędnij, duszo, lub łzy swoje na płomienne gromy zmień, Skargi przemień w błyskawice i z wyżyny swojej rzuć W to roisko karlich płazów, plugawiącycłi boży świat. IV. w blaskach świtu duch młodości z za jesiennych mgławic wstał — Idzie ku mnie z łąk zapachem, z barwą kwiatów, z szumem drzew; Fale żyta płyną za nim, niby setnej rzeki wał, Świeże bruzdy w ślad się dymią, skowrończany strzela śpiew. Idzie ku mnie, jakby wiatru marcowego dmący zew — Z nadziejami idzie ku mnie, które w łona sennych ciał W lwim pragnęły wlać porywie bohaterów wrzącą krew, Tuk bajecznych waligórów, zaród zwycięstw, zaród chwał! Idzie — w drodze kształt swój zmienia: Apolina gładką skroń Na pochmurne zmienia czoło, pełne krwią nabiegłych żył. Lutnię zmienia w pług żelazny, na siermięgę chiton muz... '54 JAN KASPROWICZ Idzie — idzie — na globusie zolbrzymiałą kładzie dłoń, Świat wywraca w jego osiach, wielkie morza w dżdżysty pył, Wielkie góry ziemiowładne w piarg roztrąca, w marny gruz. cg^ V. śnie młodości! Przez szarugi, przez bijący w oczy śnieg Skrzydłem wiary prułeś przestwór, który nie znał, co to kres: U piór twoicłi tłum niejeden i niejeden zawisł wiek, Gad niejeden cię owinął i niejeden warknął pies. Czem był tobie płacz najdroższych? czem szyderczy śmiech i stek Ośliniałych klątw motłochu? Czem ł)ył tobie bóg, czy bies? Mknąłeś, groble rwąc i mosty, parłeś z hukiem górskich rzek — W^rzała moc w twej rajskiej krasie, boś był z ludu krwi i łez... Śnie młodości! wracasz znowu? Ha! wyrzuty płyną-ć z ust? Poorane masz oblicze? Z czoła ścieka zimny pot? Stój... W^eronik daj mi łaskę, zmień mą duszę w szmat ich chust - 156 JAN KASPROWICZ Zostaw Ślady swego lica!... Wszakże w mgle jesiennych dni Nie straciła swego blasku, mimo wichrów, mimo słot. Matka twoja, duma święta, żem jest z ludu łez i krwi. 7 26o JAN KASPROWICZ Nie! Rozpusty nie podniesie ku miłości nasza pieśń! Nie! Bezprawiu nie da szali sprawiedliwych, boskich praw! Nie! Obłudy nie przystroi w szczerej wiary słodką twarz! VIII. Pieśni nasza! Niespożyta, chociaż codzień w śmierci toń Spycha ciebie ród grabarzy, boś ich fałszom groźna wciąż: W^ielorybem płyń po morzach, po rozłogach chartem goń, A sokołem po niebiosach, patrząc w słońce, mknij i krąż! A zaklęta w ludzką postać, przyłóż ucho, przyłóż skroń Do wnętrz ziemi wulkanicznych i gotowa bądź, jak mąż. Który nie chce przyjść za późno... Z wichurami razem dzwoń, ■Łkania burzy, bicie gromów w jeden głośny akord wiąż... Przejdź pielgrzymem świat ten cały: w owych mrocznych izbach gość. Gdzie nędzarze, z nóg lecący, mają jeszcze siły dość. By o głodzie i o chłodzie błogosławić dziwnym snom. 202 JAN KASPROWICZ Co im wróżą sytość, ciepło i szeroki światła smug... A gdy losy cię zawiodą, pieśni, w złotych cielców dom, Posadami jego wstrząśnij i spiesz dalej śród swych dróg. IX. Cóż, że będzie ci złorzeczył zleniwiałycłi zwarty łiuf. Gdy go z sytej zbudzisz ciszy, rzucisz kamień w jego muł? Cóż, że szczeknie poza tobą rozkiełzanych sfora psów. Które w obróż pozłocistą wypasiony pan ich skuł? Które z smyczy swojej puszcza, gdy wyprawić trzeba łów Na zwierzynę, szlachetniejszą od tych wieszczów płaskich czół. Od pismaków ciasnej piersi, lecz mającej dosyć tchów. By bezcześcić ołtarz święty za magnacki, hojny stół? Ty spiesz dalej, pieśni nowa — w ślad melodyi własnych spiesz! Tylko, gdy się zbyt rozjuszy bezkarnością śmiały zwierz 1 twym śnieżnym płaszczem szarpnie, stań i okiem, gdzie się skrzą 264 JAN KASPROWICZ Groźne ognie dni idących, napastliwych wrogów zmierz: Nie potrzeba rąk podnosić, wołać im: ))A milcz! A leż!« Stchórzy zgraja i z skowytem lizać będzie stopę twą. Pieśni nasza! Smętno tobie i samotno? Czujesz ból. Że ukochan przez cię człowiek nie chce słuchać twoich grań? Ze ten świat, co od wielbiących twoją moc, jak pszczeli ul. Tak się roił, dziś jest pusty? O nie zważaj, pieśni, nań! Graj obłokom, lasom szumnym, trawom, zbożom naszych pól! Jak tęsknica, owinięta w pajęczyny wiewną tkań, Tym rozdrożnym jęcz zaroślom, do spróchniałych wierzb się tul. Zwierzaj żale swe ruczajom, na pradawnych kopcach stań. Tam słuchaczy znajdziesz chętnych, tam serdeczną znajdziesz brać. Która ciebie nie odepchnie: jej, wzgardzona pieśni, graj. Na przestworza bezgraniczne szlij swój głos, na tysiąc staj... ^66 JAN KASPROWICZ Z niewidzialnych rajów przyjdą dusze piewców, dziś już snąć Zapomnianych, i z radością witać będą w dźwięku twym Zmartwychwstanie swych nadziei, zapowitych w nowy rym. CŹ^ XI. My — przeżyci?... My, jak kwiaty, które wczesny zwarzył mróz? My powiędła mamy duszę śród zapadłych, ciasnycłi łon? A tak chwiejną, rozwichrzoną, jak korony białych brzóz, W które wicher z deszczem wali? \{''ątły będzie jutro plon Naszej siejby?... Nie przeżyci!... Naszą pierś rozpiera ból. Lecz w tym bólu nie wyczerpań, nie rozkładu mieszka jad: Zycie drga w nim mocą mocy, co wśród smutnych idzie pól Chmurnie, groźnie i stanowczo, by stracony zdobyć świat. Idzie cicha... Nie dźwięk fanfar, nie tryumfów głośny wrzask Towarzyszy jej w tej drodze... Idzie skromna i na twarz Nie przywdziewa ni proroków, ni kapłanów dumnych mask. 268 JAN KASPROWICZ Idzie jako prosty żołnierz... w szarym płaszczu... Idzie w dal Niewstrzymana... bo iść musi, cłioć ma jęk za przednią straż, A za sobą melancholię i tęsknicę, cień i żal... Xli. Powiadają, że w nas niema tytanicznych owych tchnień, MC^strząsających granitami; że po świecie ten nasz duch. Nieświadomy celów swoich, błądzi dzisiaj, nikły cień Bohaterów, co w martwotę wprowadzali życia ruch. Któż to mówi? Dąb zielony!? Nie! Odarty z liścia pień! Robaczywy tłum, co w wrzaskach kankanowych stracił słuch Na melodyę hymnów wiecznych — tak opasły charczę leń, W którym — patrzcie — nie mózg ludzki, lecz zwierzęcy myśli brzuch. Z ogniem świętym, tak, jak dawniej, idzie przez świat śpiewny lud; Tak, jak dawniej, w harfach swoich więzi krwawy błysk i grom. Tylko — Zewsów nie spotykj Od promiennych raju wrót ca... \-]0 JAN KASPROWICZ Nie odgania nas dziś anioł: w wieczystego szczęścia dom Drogę dzisiaj nam zagradza ciał gnijących wstrętny wał — Rzucać w niego piorun boży, dla potężnych stworzon skał?! Cg^ Xlii. Marny tłumie! Zasłuchany w liczonego złota brzęk, Nie podniesiesz się do wyżyn, gdzie z melodyą śpiewnycli łiarf Druidyczny stanął szereg, niby źrzałych kłosów pęk, Ciężkich ziarnem, promieniących od złocistych słońca barw. Ty wiesz o tern, żeś jak nędzarz, mimo trzosów, mimo szarf. Zawiązanych brylantami — wstydu cię ogarnia lęk. Że nie wzbijesz się nad błoto, żeś jest nakształt owych larw. Co nie mają lotnych skrzydeł, więc poniżasz piewczy dźwięk. Rwący z sobą duchy w górę!... Czarodziejski, słodki ton O rozświetli jutrzni nowych, o rzeźwości nowych ros Dziś poniżasz, bo wiesz o tem, że w nich mroków twoich skon... l-j^ JAN KASPROWICZ Ty wiesz o tern, marny tłumie, że z za tajnych ducha bram. Jak z świątyni, i dziś jeszcze ten proroczy płynie głos. Co Baalom koniec wróży, co roztrąca w pył ich kłam. XIV. Ziemio, droga rodzicielko! ukochałem zagon twój, Choć tak skąpem sypią ziarnem rzadkie kłosy twoich zbóż, Ze głód wtargnął w nasze chaty, że w nich żółty zasiadł znój 1 wyblakłem patrzy okiem na stół pusty, w pustą kruż! Nieraz skrada się pokusa: porzuć, mówi, ciężki bój Na tym łanie bezpłodności, do spoczynku głowę złóż, Choćby nawet tym spoczynkiem grób był cichy... Dłonie skuj. By nie rwały się do pługa! Obok sennych zaśnij dusz! Ziemio, matko najemników! Rodzisz plemię biednych sług, Których nędza twa upadla, przecież serce k'tobie lgnie, A źrenica trwożnie śledzi, czy nie idą lepsze dnie. WSPROWICZ. DZIEŁA IV. ,g 274 JAN KASPROWICZ Ziemio! ziemio! smutna ziemio! Snąć opuścił cię sam Bóg, Lecz przeklęta myśl niech będzie, coby chciała szepnąć mnie. Abym zboczył choć na chwilę z twych żałości pełnych dróg! cź^ XV. Wstań, orkanie! Wstań, orkanie. Stutysięcznych głosem trąb Hucz na sądy bezlitosne! Próchna kości z grobów zbudź! Na dolinę Jozafata osłupiały pognaj kłąb Zmarłych wieków!... Przed godziną, która chmurnie idzie pruć Krwią zbarwioną toń przyszłości, niech ich cienie za tę krew Odpowiedzą jękiem, wyciem, zgrzytem, dreszczem, rzeką łez! Dies irae! dies illa! świat się kruszy na twój zew! Wstań, orkanie! Życie patrzy, jak się życia zbliża kres! Zbrodnia zbrodnię urodziła, z grzechu powstał wielki grzech! Z iskier iskry się sypnęły i wybuchnął ogniem proch. Który wieki naznosiły w ten kazienny wieków loch... j8^ 276 JAN KASPROWICZ "W^stań, orkanie!... Łódź Charona z burzą płynie! Dziki śmiech U bram śmierci przyjął życie! W morzu krwi zatonął ląd! Wstań, orkanie! Za śmierć życia wieki pędź na straszny sąd! Cg^ XVI. Oto dusza ma, jak więzień, wyswobodzon z poza krat. Rzuca pęta swe cielesne i w jesienny spieszy mrok Na obszary gdzieś dalekie, w lot przebiega caJy świat, W lot ogarnia wsie i miasta, w jeden ciemny zbite tłok. ] tak błądząc w swej podróży, do poziomych zajrzy chat. To w pałacach górnych spocznie, to w zaułki zwróci krok: Noc uśpiła ich mieszkańców — jakby spali już od lat, Jakby Ijyli dziś podobni nie do żywych, lecz do zwłok. Dziwny spokój... 1 uchodzi senna dusza poza próg... Patrzy w przestwór... Jak daleko, jak wysoko sięga dom Tego świata, nikt nie czuwa?... Błogosławić takim snom! 278 JAN KASPROWICZ Patrzy... patrzy... Nie!... Ten przestwór nie uśpiony! W szerz i w wyż Wielkie widmo go wypełnia i w odblasku mglistych smug To potrząsa krwawą chustą, to olbrzymi wznosi krzyż. <^^ XVII. Cud nad cudy! Wielkie widmo. Duch uśpionych w dole ciał, Z przedświtową mgłą się zlewa, a z jej wiewnych, srebrnych chmur Jakieś pasm.o się wyłania, jakiś długi, ciemny wał. Jak z oddali gdzieś widziany tajemniczy, straszny bór. Las birnamski czyż się ruszył?.. To postaci żywych sznur Idzie — płynie — ach! bez końca.. Cały świat, co dotąd spał. Snąć się zbudził i w przestrzeni niezmierzonych mgławy dwór Idzie — płynie — ach! bez końca, jak wyrwany z więzów szał. Zamęt ślub wziął z dysharmonią: szczęk oręży, płacze, gwar. Fale pieśni melodyjnych, kaznodziejskich gromy słów. Poszept modłów, mlask dyscyplin i lubieżnych syków żar... aSo JAN KASPROWICZ Drży powietrza każdy atom — tak, jak spojrzeć — w szerz i w wyż. Gdy przed okiem mojej duszy ten przebarwny sunie huf, Potrząsając chustą krwawą, lub olbrzymi wznosząc krzyż. XV]]]. Patrzy dusza osłupiała: Tu z trzepotem skrzydeł burz Kuruingów mkną zastępy, czy Atylla, wichrem gnan ? Tam z liliami w chudych rękach lub na czołach z wieńcem róż Rozśpiewane tłumy dziewic zaścielają śniegiem łan. Planetarne tutaj drogi kreślą mędrce, przyjście zórz Dla piwnicznych ciemnic ziemi wieści prorok, a tam z ran Stygmatycznych krew ocieka, tutaj kaci ostrzą nóż. Lub stos niecą, a tam nagość w rozpasany idzie tan. Zamęt ślub wziął z dysharmonią... Ach! uciekać w ciała mir! Ale dusza jak zaklęta: wszystek słuch swój, wszystek wzrok Szle w tych linii, barw i szumów, w tych akordów dziwnych tłok... 282 JAN KASPROWICZ Patrzy... słucha dusza moja, aż ten chaos, aż ten wir W jeden zgodny hymn się zlewa, brzmiący w okrąg — w szerz i w wyż: Jednem stał się dźwięk z jękami, jednem z krwawą chustą krzyż... Cg^ XIX. 1, porwana pieśnią życia, leci dusza, niby ptak. Niby żóraw, za swym kluczem śród powietrznych mknący dróg... Płynie z tłumem, z lutnią w ręku, zapatrzona w wielki znak, W krwawą chustę, w krzyż olbrzymi, ponad ziemski wzniesion bróg. Płynie z tłumem gdzieś bez końca, aż się zgubi, tam, gdzie szlak Nieb jesiennych w świt się stroi, w ten jutrzniany, srebrny smug; Gdzie nad krawędź ciemnej ziemi strzela zorza, jak ten krzak — Gorejący krzak pustynny, w którym Bóg przemawiał — Bóg!... Jak się ranna mgła rozwiewa, tak j sen się rozwiał mój... W okna moje dzień zagląda, chłodny, jasny, pełny dzień — Na ulicach wre już życie pod działaniem jego tchnień. 284 JAN KASPROWICZ Do codziennych zajęć wraca duch, co widział wieków znój W^ niezmierzonej świata kuźni, ponad którą — w szerz i w wyż Krwawej chusty szmat powiewa lub się wznosi wielki krzyż... Cg^ X] NIE ZGASŁAŚ, PIEŚNI 1. Nie zgasłaś, pieśni, spętana więzami Westchnień, mdlejących poza widnokręgiem Widomych blasków, poza niedosięgłą Otęczą wielkich, zielonawem światłem Tajności Iśnistych przyrzeczeń!... Jak więzień, U progu skonu, w ciasnej, ciemnej kaźni Żywi swą przyszłość nadzieją przestrzennej, Jasnej i świeżej rozkoszy wyzwolin. Tak nieustannie karmi się ma dusza Nowych Zwiastowań świętą, bożą strawą. By chleb złożoną na białym obrusie Wieczornej uczty Żywota, przy szumie Gajów oliwnych, gdy zorze gasnące Na glob rzucają wielki cień Kalwaryi... Bo powiedz, powiedz: czem byłaby dusza Bez tej Komunii Słowa, bez tych głośnych. Jak serc najgłębsze, najskrytsze życzenie. Bez tych bezkresnych, jak głębie przestworów, 1, jak te głębie, arcymelodyjnych. Tęsknot oddechem drżących Przepowiedni ? Czemże byłyby bez tej słodkiej woni Drogiego wina, które nadprzepastnych 288 JAN KASPROWICZ Dreszczów żądliwe wycisnęły ręce Z gron nieuniarłych Przeczuć i jak płynny Przelały bursztyn jego święte krople W kosztowny, złoty roztruchan misteryj, Nieujawnionych przez mękę i ciernie? Nieujawnionych, chociaż u ich wejścia. Przywalonego kamieniem, owitym Zwojami bluszczów, z tryumfu chorągwią Białą i szumną, jak skrzydła gołębie, Staje codziennie na świętych Taborach W słoneczną rozkosz przemieniana Męka... Choć z głową, wspartą na złotej patenie. Na cierń spogląda i na krzyż oczami Niewysłowionych, omdlałych upojeni... Czemże byłaby — powiedz ty, coś ongi. Może niedawno, tak jeszcze niedawno, Że nie miał czasu prześnić się ostatni Sen o srebrzystych świtach na odległej, Mgławą aleją świerków ku promiennym Wierchom wiodącej przestrzeni pomiędzy Umarłem ciałem, a zbudzonej duszy Zdumionem okiem — ty, coś ongi, wczoraj. Jako niemowlę, zasłuchane w dźwięki Pieszczot matczynych, pragnące złowioną Powtórzyć nutę, lecz niewprawne usta Są jako skrzypce bez strun — powiedz, pieśni, Ty, coś niedawno jeszcze stała z okiem Szklannem od nagłych lęków i zadziwień, Przed tą przestrzenią, przed tą po urwiskach Pnącą się drogą: Czem byłaby dusza. To źródło życia twojego, bez owej, "W nieujawnionych tajni nietykalnem. Świętem Cyborium ukrywanej Hostyi? Nie łzą byłaby, spadłą z pod powieki Bożej w godzinie twórczych, nieujętych NIE ZGASŁAŚ, PIEŚNI 289 ludzką rachubą — Jemu czyż świadomych? — Cierpień, lecz kroplą dżdżu, zlepioną marnie Z ziemskich wyziewów na to, aty, świecąc W kielichu lilii lub na liściach ostu. Zgasła pod skrzydłem owadu lub w piasek Wsiąkła przydrożny pod kręgami płazu... lUSPRCWICZ. DZIEW IV. »9 n. SIĄDŹ NA KAMIENIU. Siądź na kamieniu, który się odłamał Z odwiecznych skał, ] przez potoku odwieczny szum Rozmawia) z Bogiem. Wiem: nie odgadniesz Jego tajemnicy, Ale usłyszysz z daleka Tajemnic pełne westchnienie, Którem On, wielki, miłosierny Pan, Twym towarzyszy losom, ] zasłuchany w ten odwieczny szum Potoku, mknącego z dalekich. Poza światami skrytych gór. Nie troszcz o swoje się jntro. Albowiem nić jego przędzie Na niewidzialnej kądzieli Bóg. Jeżeliś synem jest światła. Światłością będą twoje przyszłe dni, A jeśli w czas twych narodzin Płakała ziemia NIE ZGASŁAŚ, PJEŚNl api Pod ciężkiem brzemieniem mroków. Nie znajdziesz w sobie tej mocy. Ażeby z zaćmień gwiazd W^ydobyć blask dla swych dróg. Na czyn się nie sil i chęci oporu Folgi nie dawaj: Krzyk i gniew to druhy Ludzkiego rąk podnoszenia Przeciwko temu, co jutro Ma się wypełnić... Twym czynem Siąść na kamieniu, który się odłamał Z odwiecznych skał, ] przez potoku odwieczny szum Rozmawiać z Bogiem 1 ludziom krzyczącym i gniewnym Nosić orędzie wieczności, Pełne dalekich, tajemniczych westchnień, Któremi wielki, miłosierny Pan W dal towarzyszy ich losom. <3C^ '9 WIECZÓR. Słońce zachodnie, przygasając, pali Ostatni ogień na szczytach... Mrok... Smutna Spływa tęsknica na łąkę; szmat płótna Bieleje na niej; w bagnisku, śród fali Sennych sitowi, rozgwar żab; ze stali Wykuty księżyc: ziemia, w znój rozrzutna. Zasypia zwolna; rozbudza ją chutna, Szalona piosnka pijanych górali. ] ta umilkła... Kępy wierzb, jesiony 1 wiązy drzemią nad rowami; szare, Wilgotne pyły tulą się do trawy... Snu nieznający, szumi rozkłębiony Potok, sinawą rozwieszając parę — Oddech wieczności — na przestwór sinawy. <^!^ IV. POŻEGNANIE. Dużom się nażył z wami, zacni ludzie, Dużo waszego najadłem się chleba. Teraz — żegnajcie! W drogę mi potrzeba, \7 drogę daleką, po śniegach i grudzie. Wiem: jeśli zechcę pozostać w tym domu. Ramion mi swoich ta gościnność wasza Chyba nie zamknie; lecz mnie już przestrasza Dobroć szlachetnych... Nie mówcie nikomu, Że nic wam w zamian nie dałem: w samotni, Do której dążą me stopy pielgrzymie. Będę miał dosyć czasu, by swe imię Własnym obarczać wyrzutem: stokrotnie] Rani on duszę, w straszniejsze ją wplata Koło, niż, zacni ludzie, — ręce świata. Cg^ V. RADA. Starzec, któremu wyżarło już oczy Patrzenie w przyszłość służebną, rzekł, w drogę Puszczając syna: Jedną dać ci mogę Radę, posłuchaj: Zawsze bądź ocłioczy, M.6J arcybłaźnie, siadać na krawędzi Stołka — z szacunku dla wielkiej hołoty, Co społecznością zwie się, lecz w zaloty Niechaj cię zbytnia pochopność nie pędzi Ku prezydentom jej czci, ku marszałkom ] ku ministrom jej honoru: pałką Wal tych obrońców moralności... Jeśli Ta, którąś uczcił, obrazi się za to, Ciesz się, nadchodzi miłościwe lato, Co ciebie, pana, z rzędu sług wykreśli. tirnustrzan]ca Na wielkiem jeziorze. Widzi: siostra łzę odera — Mój Boże! Mój Boże! NA TON BALLADY 337 Żal jej Życia się zrobiło — Tak pięknie dokoła — 1 na siostrę swą rodzoną Żałośnie zawoła: — Ratuj-że mnie, siostro droga, Wyciągnij te dłonie. Niechże siostra twa rodzona Tak marnie nie tonie. — Toń-że do dna, siostro moja, Nieszczęsna, toń do dna! Boś ty świata już bożego Niegodna! niegodna! Biją dzwony, głucłio biją, A trzcina szeleści... Hej! tonęła burmistrzanka Na wielkiem jeziorze, Widzi: matka łzę ociera — Mój Boże! Mój Boże! Żal jej życia się zrobiło — Tak pięknie dokoła — ] na matkę swą rodzoną Żałośnie zawoła: — Ratuj-że mnie, matko droga, Wyciągnij te dłonie. Niech twa córka w tem jeziorze Tak marnie nie tonie! — Nie dam ci ja, córko moja. Tak marnie iść do dna. Choć sędziowie obwieścili. Żeś świata niegodna!... X«S»»0WIC2 aziEU IV- 2 2 338 JAN KASPROWICZ Sprawiedliwe-ć trybunały — Sam ojciec rodzony Z łzami w oku kazał dzwonić W te pogrzebne dzwony. Aleć serce twojej matki ^C^^yroku nie powie — Ratujcie mi córkę drogą, Niezłomni sędziowie! Ratujcie mi córkę drogą, Ratujcie jej wiosnę — Albo niech i dla mnie dzwonią Te dzwony żałosne... Zmilkły dzwony na dzwonnicy, Ucichło powietrze... A tylko trzcina szeleści... Powracają w dom sędziowie, A lica ich bledsze... Powracają w dom, za nimi Orszak dziewic bieży: Lilie w ręku, a na skroni A/lają wianek świeży... Zmilkły dzwony, tylko trzcina Nad wodą szeleści... O czem-że to, szumna trzcino. Przynosisz nam wieści ? — Ani o tej rybce złotej, Ni o zdradnej żonie. Ni o siostrze-trucicielce Ślę ten szum na tonie. NA TON BALLADY Ani O tych rybarczykach, Którzy w lniane siecie Ułowili nie jesiotra. Lecz niewinne dziecię. Ani o tej burmistrzance. Co nad brzegiem siada, Z podeptaną u stóp rutą. Zorująca, blada. 5zun\ię sobie hej! o matce. Która poszła do dna Za tą córką, choć ta córka Świata już niegodna... ] szumi tak na wieki... 339 cg^ IV. PIEŚŃ O WALIGÓRZE. Pod turniami ciemne rosną smreki, W ciemnych smrekach jasne złotogłowy. Z skalnych szczytów spieszy Waligóra, Nito potok, nito mgława chmura. Od krzesanic silniejsze ma nogi, Krzesanice ściera w piarg ubogi. Śpiewający pospiesza ku hali, Głaźne złomy do przepaści wali. W głębi żlebów czyni huk daleki — - Pod żlebami ciemne rosną smreki. Na okrajach budzi szum echowy — W ciemnych smrekach rosną złotogłowy. Ku szałasom zeszedł Waligóra, Nito potok, nito mgława chmura. NA TON BALLADY 341 Na lipcowej przystanął zieleni, W rannej zorzy oko mu się mieni. W rannej zorzy, co wyzłaca jedle 1 w jeziornem topi się zwierciedle. W rannej zorzy, co żegna niebiosy. Aby umrzeć w drobnych kroplach rosy. W rannej zorzy, co przed słońcem gaśnie, Rzucającem krwawe, falne jaśnie; Rzucającem światła białe rzeki. Gdzie pod turnią ciemne rosną smreki; Rzucającem rozprysk skier różowy, Gdzie w smreczynach rosną złotogłowy. Jasno, krasno na kwietnej polanie, Waligóra nad jeziorem stanie. Twarde ręce zanurzy we wodę 1 obmyje w głębiach liczko młode. Toporzysko zatknie w świeżej ziemi, W krąg oczyma wodzi błękitnemi. Czujnie w przestwór rozległy się wsłucha, Z ramion biała opada mu cuha. Dzwonią dzwonki, hale gwaru pełne. Mkną perciami owce srebrnowełne. A od strugi po rośnej dolinie. Od szałasów w słońce piosnka płynie: 342 JAN KASPROWICZ Skalną nutą wonny przestwór porze O szabelce, zaciętej w jaworze. Hej, Janiczku! waliłeś-ci skały, Gdzie twe silne ręce się podziały?! Hej, Janiczku! szalałeś-ci z nami. Krew ci z rany cieknie potoczkami! Zczerwieniłeś do dna górskie rzeki. Ze krwie twojej ciemne rosną smreki! Hej, ty krwawy losie Janiczkowy — Z k^^yie rycernej rosną złotogłowy... Ku szałasom podszedł Waligóra, Twarz mu płonie, jak zorzna purpura. K'tobie, dziewko, serce mi się spieszy. Orzeł z głaźnej wyleciał pieleszy... Wielka tęskność idzie skroś mej duszy — Niedźwiedź ryczy w niedostępnej głuszy. Z obcych dziedzin niosę ci korale — Szedł Janiczek łiyrny w wielkiej cłiwale. Mam ci złoto, zagrzebione w knieje — Hej! Janiczku! co się z tobą dzieje?!... Otwórz okno, pokaż krasne usta — Twarz Janiczka zbielała jak chusta... Otwórz wrota, pokaż jasne oczy — W krwi Janiczek, jak w strumieniu, broczy. NA TON BALLADY 343 Nie zapomnę takich ust na wieki — Pod turniami ciemne rosną smreki. Nie zapomnę źrenicy stalowej — W ciemnych smrekach rosną złotogłowy. Nie zapomnę śmiechu, co mnie rani — Szumi jawor na wysokiej grani. Hej! wy oczy, świecące nad zorze! — Szablę zaciął Janiczek w jaworze. Hej, wy usta, wy zdradne szydercę — Powal grań tę, a oddam ci serce! Powal grań tę, roztrzaskaj na piargi, Posmakujesz smaku mojej wargi. Gdy się w przepaść złom za złomem stoczy, Jak w jezioro spojrzysz w moje oczy. Ni za koral, ni za garniec złota. Do komory otworzę ci wrota; Za tych turnic głośny zwał daleki — Pod turniami ciemne rosną smreki. Za tych smreków szum i trzask echowy — W ciemnych smrekach rosną złotogłowy... Wraca w turnie walny Waligóra, Z orlich skrzydeł wyskubuje pióra. Z gniewnych oczu skry żelazne ciska. Gniewnie szarpie niedźwiedzie kudliska. 344 JAN KASPROWICZ Przez strumienie skacze rozplenione, Setne kłody odrzuca na stronę. Idzie, sunie od wczesnego rana. Popod wierchem wyprężył kolana. Sparł się w kłębach, pięście wgrzebał w boki, W^rył się w ziemię, zmierzył szczyt wysoki. Hej, wy zęby, wy turniczki marne, Jeszczeć ja was łokciami ogarnę! Hej! ty dziewko, juhaśna tęsknico, Jeszczeć spojrzę w twoje szydne lico! Rozkrzyżował ręce na dwie mile. Do wierszyczku zmógł się drugie tyle. Zgiął się w kabłąk, wichru wchłonął parę. Aż mu lasy oddechnęły stare. Z czoła strząsnął lipca płomień lity, Zwarł oburącz przystopne granity. Pot się leje od słonecznej spieki — Na przystopach głuche rosną smreki. Dech zapiera ogrom granitowy — 'W głuchych smrekach rosną złotogłowy. Zatrzeszczały granne fundamenty, Stał się rumor w okrąg niepojęty! Z hukiem w gruz się rozsypały turnie — Waligóra patrzy górnie, chmurnie. Mgły kotłują, z głębnej lecą kaźni. Ryczą, jęczą upiorowie głaźni. NA TON BALLADY 345 Czerwonemj sieją lęk oczyma, Chmura-potwór pręży się i wzdyma. Ponad światem gęsta noc się wlecze, Tną ją w strzępy błyskawiczne miecze. Cios za ciosem w graniach się odbija. Płacze w Raju Przeczysta Lijia. Pomrok zaległ niebieską posowę, W mroku rośnie widmo Chrystusowe. Jak dwa ciemne, falujące morza, Tak mu spływa włosów fala boża. Jak dwa wielkie, zczerwieniałe stawy, Dwie źrenice leją odblask krwawy. A na skroni takich kolców jeże. Jako świerków pięćsetletnie wieże. W licach smutku nieustanne wieki — O samotne, głuche, ciemne smreki! Miłosierdzia połysk całunowy — O wy w smrekach jasne złotogłowy. Ku szałasom idzie \v^aligóra, Nito pobrzask, nito srebrna chmura. Idzie cały w światłościach miesiąca, Z kosodrzewia krople deszczu strąca. Usty chwyta wychłodłe powietrze, Serce jego smętniejsze i bledsze. 34^ JAN KASPROWICZ Pełną piersią głęboko oddycha. Przed nim płynie tęsknica przecicha. Na upłazy płynie, na manowce. Gdzie spoczęły w strągach białe owce. Ku przymglonej, sennej płynie hali, Gdzie w szałasie światełko się pali. Puść, dziewczyno! tam, gdzie turnie żyły, Dziś jeziora szklą słoneczne bryły. Gdzie jeziorne świeciły się oczy. Tam po piargach jaszczurka się toczy. W gruzy runął boży tum wspaniały, W cztery strony rozprysły się skały. Jedna matkę ugodziła w łono, Mąż od drugiej legnął z jękiem: »Żono!« Padł od trzeciej ojciec, troską zżarty, A kochanka zginęła od czwartej. Nad jeziorem boża-męka stoi. Podarunek miłośnicy mojej. Puść, dziewczyno, daj na żałość leki, Na okrajach ciemne rosną smreki. Masz dla serca ratunek gotowy — W ciemnych smrekach rosną złotogłowy... Biedne złotogłowy! Dwie Janiczek wypróbował prace: Podważ staw ten, rada ci zapłacę! NA TON BALLADY 347 Hej! ty szablo, Janiczkowa broni, Niewart serca, kto cię nie miał w dłoni! Nie na górze-ś, ani też w jaworze: Gdzieś jeziorne ukrywa cię łoże. Siklawice wyżeń i potoki, Przyjdą roki! czarodziejskie roki! Hen, w doliny wyżeń wszystkie rzeki — Na urwiskach ciemne rosną smreki... Ciemne, szumne, smreki! \f^ydmij morze do niebios posowy — W ciemnych smrekach rosną złotogłowy... Nad jeziorem stanął Waligóra, Patrzy w wodę, a woda ponura. Chmurne szczyty w lej się zwarły na dnie. Cisza w koło, ani głaz nie padnie. Ani śniegu płat się nie odłamie, By się stopić w tej przepastnej plamie. Śmierć to głaźne zajęła grodziszcze, Czasem tylko świstak gdzieś zaświszcze. Czasem tylko orzeł zatrzepoce, Ciężkich skrzydeł rozpinając moce. Czemu, halo, stężałaś, spokojna, Gdy w mem sercu wre krwawiąca vvojna? 348 JAN KASPROWICZ Czemu, góry, nie padacie w złomy, Gdy w mej duszy piarg i gruz widomy?! Czemu, śniegi, w miał się nie topicie. Gdy topnieje płonę moje życie?! Czemu cłiłód tu, gdy ja mrę od spieki ? Pod turniami ciemne rosną smreki... Czemu szał tu nie hula gromowy? W ciemny cłi smrekacłi rosną złotogłowy... Przewaliłem wierszyk, tak przewalę 1 te ciche, urągliwe fale! Wywróciłem granie od korzeni, 1 głąb wasza do głębi się spieni! Jedną nogę zarył w zmarzłe śniegi. Drugą w piargi i okroczył brzegi. Wiśny grzbiecik przełamał nad tonie, W głąb zanurzył dwie olbrzymie dłonie. W garście zebrał ciężar srebrnosiny 1 przez wirchy wyrzucił w doliny. Z rąk otrząsnął rozszumiałe piany. Ku potokom stoczył na polany; Ku siklawom stoczył na urwiska, Bielą szumów na świat w okrąg ciska. Wre i huczy i złowrogo śpiewa Rozpętana grzesznych dni ulewa. Szatan wyszedł na rybne wyłowy — Ciemne smreki! jasne złotogłowy! NA TON BALLADY 349 Niezmierzoną mgłą i niezgłębioną W wielkiem morzu szumne biele toną. Każda fala, każda bryła wodna, Z dzikim grzmotem wwierca się aż do dna. Jak olbrzymi, okiem nieobjęty Zwał ołowiu, topią się odmęty. A za każdym zwałem rosną kręgi Wskroś ryczącej, wrzącej wód potęgi. Z każdym kręgiem, szalejąc radośnie. Szalejące, wrzące morze rośnie. Do podniebnej wyrasta posowy — Ciemne smreki, jasne złotogłowy... A nad gęstą, bezbrzeżną topielą Białe żagle ciężkie płótna ścielą. ■Łódź ogromna leniwie się wlecze, Ogromniejsza nad zdumienie człecze. Nito radło, głębię w skiby orze, Ogromniejsza nad zdumienie boże. Snąć przebije horyzontu krańce. Przed nią wirów złowróżebne tańce. Za nią smuga czarniawego matu Ciężko spływa w przepaść horyzontu. Po czarniawie, co nad dziw urosła. Stumilowe uderzają wiosła. Tłum szańskich żegluje wioślarzy, Sam Lucyfer u steru na straży. 35° JAN KASPROWICZ Coraz wyżej niebo się zamyka, Z wioseł ścieka piekielna muzyka. W każdym plusku rozsmaganej fali Stu fal odgłos skarży się i żali. A skroś wnętrza przeolbrzymiej łodzi, Skamieniałe milczenie zawodzi. Mgławe widma w straszny kłąb się zwarły, Na ich ustach jęk dawno umarły. Rozpacz łokieć w krzyż kamienny zwija. Płacze w Raju Przeczysta Lilia. W dalach giną skamieniałe oczy — Skroń Chrystusa krwawym potem broczy. Niezliczone, długie broczy wieki — Pod turniami ciemne rosną smreki. O ty święty pocie Chrystusowy! W ciemnych smrekach rosną złotogłowy. Ku szałasom Waligóra wrócił, Nie wiadomo, jakie wirchy rzucił. Nie wiadomo, jaka moc go wlekła, Czy od nieba przyszedł tu, czy piekła. Gore serce na świętym obrazie, A zaś twoje jak kowane w głazie! Gore serce, mieczami przekłute, A zaś twoje jako śnieżek lute. NA TON BALLADY 351 Gore serce, cierniem opasane — Hej, dziewczyno, ukój gorzką ranę! Toporczykiem zapuka do dźwierzy, A dziewczyna na ławeczce leży. W białe jagnię zatapia się ręką, Gładzi wełnę srebrnowłókną, miękką. Gładzi wełnę, ku Janiczku śpiewa — Hej, gdzie twoja szabla się podziewa? Nie na szczycie, nie w jeziorze na dnie — "W tajnym borze, wyszukać nie snadnie! Pod wykrotem, w niedojrzanym lesie — Gdzież ten wicher, co mi bory zniesie?! Hyrny Janik trzy wydzierżył prace — Za tę trzecią rada ci zapłacę! Zadmij, wicłirze, od strony dalekiej — Pod turniami ciemne rosną smreki. Ku szabliczce zadmij Janiczkowej — W ciemnych smrekach rosną złotogłowy!... Waligóra krwawą duszą płonie Ku wichurze, ku dalekiej stronie. O poranku w gęste zaszedł knieje, Z środka puszczy chłodny wietrzyk wieje. Rozkazuję-ć — mówi w swojej mocy: — Wlecz się za mną, powiewie sierocy! 352 JAN KASPROWICZ Wiew samotny, posłuszny tej wieści, Cicho w trawach deptanych szeleści. Na paproci czasami wypocznie. Co wyzłaca te lesiste mrocznie! Kępę jagód w uścisk swój uwięzi, Lub świerkowej chwyci się gałęzi. Ku wierzchołkom czasami wyrośnie 1 zaszumi rozciągłe, żałośnie. Wiew samotny kornym idzie krokiem — Nad żłebiskiem stanęli głębokiem. Nachylił się junak krwawoduchy — Z wnętrza żlebu groźne dmą podmuchy. Po wilgotnej czepiają się skale, Kwiat zwarzony senne szepce żale. Hej, podmuchu, zbratany ze śmiercią, Pójdziesz ze mną tą kamienną percią! Idą razem w skaliste zakręty, Mroźny podmuch, jakby wniebowzięty: Skacze, tańczy, pierś do skał przytula, Z gniazd wyrzuca płód halnego króla. Ze swawoli gdzieś się w załom wtłoczy. Zmięknie chwilę, w przestwór wlepi oczy. Potem czarne spostrzegłszy urwisko. Wraz się k'niemu skrada blizko, nizko. Rysim skokiem na karku mu siędzie. Na przepastne strąci je krawędzie. NA TON BALLADY 353 Wielką krawędź razem w graźnic spycha 1 oddechem stłumionym oddycha. Potem, dziko rozśmiawszy się wkoło, Pod wierchowe przewala się czoło. Śmiga k'wyży, jak mgławiczna chmura. Gdzie wsłuchany stoi Waligóra. O południu przystanął na szczycie — Słońce więzgnie w niebieskim błękicie. Żlebny podmuch przykucnął do ściany — W okrąg przestwór, ciepłem sfalowany. Faluj-że mi w słonecznej posusze. Aż się cały falą twą ogłuszę! Faluj-że mi, aż oślepnę cały W płomienistych wirach twej nav/ały! Rozpełzły się słoneczne promienie W ciepłe, gi-oźne, wirujące tchnienie. Zwichrzyły się w jedną biel złotawą, W szczyty falną uderzają ławą. Straszna moc je ponad okrąg ściele: Padły wichry w przepastne topiele. Straszna moc je w żlebne granie wgniata: "Wyszły wichry ponad okrąg świata. Świst nad ludzkie rozpasał się ucho — Świszczę burza rozgłośnie, a głucho. Czemś ty, wichrze szczytowy, mej duszy? Niech z twych tajni orkan gwiazd się ruszy! '3 KASPRU'*;:^ OZiEM 354 JAN KASPROWICZ Przedwieczystą ruszył orkan tuczą Stąd, gdzie gwiazdy w swych obrotach huczą. Czem-ś ty dla mnie, ty gwiezdny orkanie? Niech przedemną Wielki- Wicher stanie! Niech przedemną stanie oddech boży. Co tam — widzę — nowe światy tworzy! Niech przedemną Wielki-Żar zaświszcze, Co tam — widzę — światy zmienia w zgliszcze. Z Wielkim-Żarem z nadgwiezdnego szczytu Spłynął k'niemu Wielki-Wicher Bytu. Waligóra szumi wichrem Boga, Przed nim, za nim szumią lęk i trwoga. Przed nim, za nim głuchą, ślepą rzeszą Nawałnice i wichury spieszą: Te, co na świat sypią ogień wraży, ] szepczące po trawach cmentarzy. Lecą z świstem ku środkowi ziemi. Wszystko stopy niszczą żelaznemi. Ciężkie burze, jak żelazne brony. Poorały ludzkich żądz zagony. Piór żelaznych rzędy mają w skrzydle, W bór tajemny zapuściły rydle. Jak łan zboża zmiotły go z powierzchnie — Płacz drzew mrących gdzieś na wieki pierzchnie. Smug poryty ciemną parą dymi. Wsiąkającą w wichru dym olbrzymi. NA TON BALLADY 355 Z Środka ziemi nad zsieczonym łanem. Wichry jednym strzeliły tumanem. Usta Jęku, oczy Przerażenia Pod niebieskie wirują sklepienia. Jeden rozwir, jedna wrząca chmura, A w rozwirze chmurny Waligóra. Oszalały, k'niebu się dobija, Płacze w Raju Przeczysta Lilia. Wicher boży topi go w swej toni — Krwawe krople skroń Chrystusa roni... Słońce świeci w zielonej dolinie. Od szałasów pieśń żałobna płynie. O Janiczku, co zginął na wieki — Pod turniami ciemne rosną smreki — O zaklętej szabli Janiczkowej — W ciemnych smrekach rosną złotogłowy. 23 MARYAN OLCHOWI CZ. 0 jak mnie męczy piekło tego życia! Duch mój, przebiegłszy przez ten świat, jak burza. Co nie oszczędza wierzby, blizkiej gnicia, Ani zdrowego jaworu, co nurza W głębinach jezior łeb swój rozczochrany 1 ciche krople przemienia w bałwany — Duch mój z natury swej się wynaturza 1 pragnie ciszy... On, co się wczoraj, bywało, nie słyszy W wszczętym przez siebie rozhuku i wirze, Opuszcza dzisiaj swoje skrzydła hyże 1 pragnie ciszy. Nad dolinami, ponad zielonemi. Gdzie blask miesięczny swe brylanty rosi Na bujne trawy, gnące się ku ziemi. Jak atom blasku duch się mój unosi, Senny, leniwy, wsłuchany w poszumy Traw szeleszczących, wpatrzon w kwiatów tłumy. Które śmierć jutro swoją kosą skosi. Spragniony ciszy! Wokół się leje zdrój lepkich haszyszy NA TON BALLADY 357 Z Żył nenufarów i Ijlij i z wnętrza Róży, co płonie, nad ogień gorętsza, W miesięcznej ciszy. 1 szepcą do mnie szeleszczące trawy J zioła, pełne dusznego zapachu, 1 toń jeziora i miesiąc złotawy, Śród niebieskiego zawieszony dachu. Jako ta lampa w grobowca kopule: »0 Maryanie Cichowiczu! Bóle Milkną tu wszystkie i przejawy strachu Giną w tej ciszy!... Żądz niekiełzanych tchnieniem nie zadyszy Pierś twa i duch twój, jak szatan skrzydlaty. Okrążający bez spoczynku światy, Spocznie w tej ciszy !« Ach! do szaleństwa snąć mnie doprowadzi Ten wab, tajemną łechcący symfonią, Ten poszept głogów, które wietrzyk gładzi Po kraśnem licu aksamitną dłonią, Żółty nenufar i ta lilia biała. Co się z litości nademną spłakała 1, wonny płacz swój zlawszy razem z tonią W północnej cis:?y W szmer melodyjny, zdaje się, że słyszy Jęk mego serca i jęczy z niem razem 1 melodyjnym otwiera rozkazem Gmach wiecznej ciszy. »0 Maryanie Cichowiczu! W duszy — "W swej własnej duszy chowasz źródło winy 1 tej męczarni, której nic nie zgłuszy. Chyba ta woda i ten miesiąc siny 1 ten nenufar, co na twoje przyjście W puchowe łoże rozściela swe liście 358 JAN KASPROWICZ Śród srebrnych luster jeziornej głębiny W tej wielkiej ciszy — Chyba ta lilia i ten głóg, co dyszy Ciężkim zapachem, i ten szum, co z boru Płynie, i owad, blaskami fosforu Lśniący w tej ciszy. 0 Maryanie Cichowiczu! Pyłki Twej biednej duszy, która kryje w sobie Przyczynę złego: daremne wysiłki, Ażeby stworzyć coś, co nie ma w grobie Swego początku, swej formy i treści 1 swego końca, bez żadnej boleści W^ mgłę się rozpłyną w czarującej dobie Mistycznej ciszy! Wcielą się w krople tych lepkich haszyszy 1 w poszum lasu, gdy w swą harfę trąca. Jako druida, i w światło miesiąca, Co drży w tej ciszy. O Maryanie Cichowiczu! Gwiazdy, Co ma nad morzem przyświecać żeglarzom Pośród burzliwej na odmętach jazdy, Symbolem imię jest twoje, a wrażą Tajemniczego króla olch potęgę Cznacza twoje nazwisko: znasz księgę Ksiąg i słyszałeś, o czem starzy gwarzą W wieczornej ciszy, A co w balladzie taką grozą dyszy: Zanimeś powstał, nieznana ci siła Dwa te pierwiastki tobie przeznaczyła W przedwiecznej ciszy. Lecz cóż, żeś zeszedł nad szalonym światem, Jak gwiazda morska ponad głębinami? Burza, jak przedtem, smaga je swym batem, NA TON BALLADY Błękity niebios chmur ołowiem plami; Maszty się łamią, okręt idzie w trzaski, A gwiazdy morskiej zbawiające blaski Zgasły hej! zgasły! Z jękiem i klątwami, Daremnie ciszy Wzywając, toną, żeglarze. Nie słyszy Nikt ich wołania, żaden Bóg ni człowiek! Spokój z wyżartych wychyli się powiek W tej na dnie ciszy! O Maryanie Cichowiczu! Królu Olch, wyposażon w ludowej legendzie W cechy demonów, co, nie znając bólu Słabych, bez troski i myśli, jak będzie, Głusi na skargę serca, które kona, W swe fantastyczne chwytają ramiona Tłumy — niemowląt i w złowróżbnym pędzie, Wrogowie ciszy, Rwą je ze sobą i — duszą! Czy słyszy Ucho twe szelest i szum ten daleki? To klątwy ojców i matek, jak rzeki. Grają w tej ciszy!... C gwiazdo morza! Królu olch! Fantomie — Boś nie człowiekiem, tak, jak inni ludzie. Na tym wszechświata atomicznym złomie. Tej nikłej ziemi, kołaczący w trudzie O kromkę chleba i o mięsa płatek Dla siebie, dzieci, sióstr, ojców i matek — Patrz na ten szereg postaci, o cudzie! W tej strasznej ciszy Coraz to bliżej wionących! Czy słyszy Dusza twa skarg ich rozpłakane lutnie? O, patrzeć na nie, jak smutnie, jak smutnie W tej strasznej ciszy! 359 360 JAN KASPROWICZ Patrz! Na ich przedzie to ojciec twój siwy, Upiór ze sercem pękniętem, z mogiły, Którą zarosły osty i pokrzywy — Bo czci nie żywisz dla bytów, co były — , Wstał, by zapłakać nad tobą... Tam oto Matka, przez ciebie porzucona w błoto Nędzy! Tam siostry z starganemi siły! Przestwór tej ciszy, Co, jako cłimura od łez ciężka, dyszy. Snąć, że przeszyją swym bolesnym wzrokiem. By wszystkie światy zalał łez potokiem Przestwór tej ciszy!... Nielitościwy królu olch! Pod nogi Rzuciłeś wszystkich! Dla kogo? Dla jednej Z gwiazd, majaczących pośród krwawej drogi Żądz nieuchwytnych, dla mary bezwiednej. Co takie znaleźć w światowym systemie Chce koło szczęścia, aby wszelkie brzemię. Złączone z losem tej ziemicy biednej, Spragnionej ciszy. Uniosło z sobą na zawsze!... Haszyszy Woń ma ta żądza: ubezv/ładnia człeka, Że wnet zapragnie trumiennego wieka 1 grobów ciszy... (( Ach! oszaleję! Wikłający zmysły Szał wciska mi się do mózgu, jak złodziej! Byli mędrcowie, którym snąć wytrysły Słowa nauki, że z krwi się odrodzi Świat ten i z ognia... 1 byli mędrcowie. Co krew i ogień siewali — na zdrowie 1 szczęście świata wieczyste! Zawodzi, W ciężarnej ciszy Ludzkiego ducha, co pragnieniem dyszy Wiecznego szczęścia dla świata, powstały NA TON BALLADY 36 1 Siew ten, czy zbawia? Drżę cały! Drżę cały W ciężarnej ciszy!... Ach! oszaleję! W oczacłi drga powietrze Sypkiemi bryłki! Migocą mi one Krwawsze od róży, to od lilii bledsze, Niebieskie, czarne, żółte i zielone... Odróżniam jeszcze atom od atomu, Barwę od barwy... A teraz, od gromu Szybciej, w błyskawic strojnego koronę, W tem państwie ciszy. Niby od kopyt tententu, zadyszy Ziemia naokół i, jak orkan dzika. Rozbija fale powietrza muzyka W tem państwie ciszy. Kazał-li zagrzmieć Jehoszuah w surmy, By się waliły jerychońskie mury. Przybytki cielców i ciemięstwa turmy? Szum to-li bożych aniołów u góry, Czy też szatanów, lecących na czele Hunnóv/, piekielne, siarczyste wesele ? Któż, w krwi tej brodząc, wiesza szmat purpury W przerwanej ciszy? Niebo naokół krwawą łuną dyszy. Coraz to gęstsze lecą skry dokoła — Świat w krwi i ogniu!... Świat ratunku woła!... Spokoju! ciszy!... Ach! oszaleję!... W takie, jak ja, byty, W których się słabość bezkrwista wylęga Na hasło czynu, które straszą zgrzyty Onej muzyki przyszłości, potęga Czemu nieznana pragnieniem się wżera, Zdolnem rozsadzić piersi Lucyfera, Lub Prometeja? Żądza niech nie sięga 3Ó2 JAN KASPROWICZ Do sfer, co ciszy Są zaprzeczeniem! Spokój celi mniszej — Nie! spokój grobu, oto przystań myśli, Co ponad siły drogę sobie kreśli Zdała od ciszy... Precz, precz obrazy, co mą duszę w ciemną Wprawiają grozę, co moją istotą, Jak kłębkiem nici, targają! Przedemną Niechaj, oblane miesięczną pozłotą, Tchnące zapachem róż i lilii wodnych, Powioną kształty, które z snów pogodnych Fra Angelico z rajską snuł ochotą W mistycznej ciszy! Niech moje wnętrze jeden tylko słyszy Dźwięk: szelest trawy, szmer wody, szum boru. Zlane w pieśń jedną, drżącą śród przestworu W samotnej ciszy. Ponad jeziora błękitnawe fale Z lilij zapachów, z nenufarów woni Zrodzona, strojna w łagodne opale. Które tam w górze miesiąc w przestwór roni, W szacie, z mgieł tkanej powiewnych, wyrasta. Jak owa z baśni królewska niewiasta. Postać i sunie, jak oddech, po błoni: Wieczystej ciszy Symbol, któremu znój nie towarzyszy, Znój walk bezpłodnych; potęga, co duchy Znużone, senne, naodziewa w puchy Wieczystej ciszy... Zbliża się do mnie, chwyta w swe objęcia, Słów pieszczotliwych harmonijne dźwięki Leje do uszu; nakształt pacholęcia, Co od matczynej usypia piosenki. NA TON BALLADY 36 Tak w sen mnie tuli, tak ciągnie, gdzie liście W jedwabne łoże rozściela na przyjście Moje nenufar przewonny, przemiękki! Wieczystej ciszy. Co taką wonią naokoło dyszy, Zawitaj, słodka zwiastunko! Zawitaj, Śmierci! W swój uścisk całego mnie chwytaj 1 wiedź — ku ciszy!... c^^ SPIS RZECZY. LIRYKI 11. I. Melodye wiosenne. I. Marzanno! 5 II. O witajźe nam, wiosenko 7 III. 1 oto znowu wróciłaś 9 IV. O złote słońce i4 V. Nad światem, nad sennym, zabłysła ...... 1 6 VI. Wieczorem . i8 VII. Na łące 2" VIII. Życie o! życie 22 IX. Powróciły do domu bociany 23 X. Pierwsza pieśń 25 XI. Szum drzew .... 28 XII. Świt wiosny .... 29 II. Melodye jesienne I. Ciche boje 33 II. Tyle kwiatów opada zawcześnie . 35 III. Łabędź 36 IV. Z przyjściem jesieni 3^ V. Jesień 44 VI. Poranek 46 VII. Pierwszy śnieg 47 111. Sny i marzenia. 1. Widzenie 5' II. Chwila zadumy 54 III. U piramidy Cestyusza. Cieniom Shelley'a 61 IV. Giordano Bruno .... . . 69 V. Anadyomene 7^ VI. Demokryt 85 VII. Łzy 86 V)ll. Anioł ciszy 89 IX. Na skrzydłach tęsknoty 90 X. Tantal 91 Xl. Mona Liza 92 IV. Anima lachrymans. I. Bądź pozdrowiona! 97 II. Rozpacz 98 III. Zaprawdę! od ludzkiej doli! loo IV. Nie zdradzą oczy moje 101 V. Cóż jest warte życie bez uniesień . . loa VI. Stłum tę chęć życia! .103 VII. Chłód mnie ogarnął 104 VIII. Nie żałuję 107 IX. Droga Golgoty 1 09 X. Mater Dolorosa j 10 XI. Po deszczu 1 1 1 Xli. Rzuć z siebie, duszo .... ..112 X1J1. O zbliż się, śmierci! 113 V. Circulus vitiosus. 1. Solamen miseris ... • 1 '7 11. Zagaśnij słońce 118 III. Zgrzeszyłem! .... ....119 IV. Flectamus genua ... 1 20 V. Amayi 1:1 VI, Odi profanum volgus . . . 122 VII. W rozbolałego serca żywą księgę 123 VI. W ciemności schodzi moja dusza. I. Wierzyłem zawsze w światła moc . . 127 II. W ciemności schodzi moja dusza 128 III. Zazdroszczę nieraz tym, co w grobach leżą . . • .129 IV. O niezgłębiona duszy toni 130 V. Z głębin przestworu, z ciemnych chmur 131 VJ. Ach nieraz mi się zdaje 133 VII. Życia ogromne morze grzmi przedemną 135 VIII. Byłeś mi dawniej bożyszczem, o tłumie! 138 IX. Modlitwo moja, cicha i bez słów 142 X. Tęsknię ku tobie, o szumiący lesie! ........ 145 XI. BoIu szemczący zdrój i cichej melancholii .... 148 VII. Z wirchów i hal. 1. Z Alp. 1. Na jeziorze czterech kantonów 153 II. Na Teufelsbruecke 159 Ul. Jungfrau i6i )V. Na lodowcach Aletschu 164 V. Ze szczytu Eggjshornu . . 1 66 VI. Jezioro Maerjelen 169 VII. Szlakiem symplońskiej drogi 172 VIII. Na jeziorach włoskich 178 2. Z Tatr. ]. Wiatr gnie sieroce smreki . . 187 11. Na szczycie 188 III. Orzeł 189 IV. W ciemnych smreczynach .... igi V. Wiatr halny 192 VI. Krzak dzikiej róży w ciemnych smreczynach 195 VII. Cisza wieczorna 196 VIII. Taniec zbójnicki 201 IX. Nad przepaściami. 1. Nad przepaściami ... .119 11. Wieczności wielki, głęboki, nieobjęty sen 232 III. Waruno!... 236 IV. Nie było bytu, ani też niebytu 24' X. Akordy jesienne. I. Wiatr w pożółkłych huczy drzewach 247 11. Cóż, że jestem dziś samotny • ■ 249 Ul. Pełzam nieraz, jak gadzina 251 IV. W blaskach świtu duch młodości 253 V. Śnie młodości! przez szarugi 255 VI. Dmij, wichuro! Z zwiędłych koron 257 VII. Trubadurem być? U pańskich 259 VIII. Pieśni nasza! Niespożyta 261 IX. Cóż, że będzie ci złorzeczył 263 X. Pieśni nasza! Smętno tobie 265 XI. My — przeżyci?... My, jak kwiaty 267 Xli. Powiadają, że w nas niema 269 Xlii. Marny tłumie! Zasłuchany 271 XIV. Ziemio, droga rodzicielko 273 XV. Wstań, orkanie! Wstań, orkanie -75 XVI. Oto dusza ma, jak więzień 277 XVII. Cud nad cudy! Wielkie widmo 279 XVIII. Patrzy dusza osłupiała 281 XIX. 1, porwana pieśnią życia 283 XI. Nie zgasłaś, pieśni. 1. Nie zgasłaś, pieśni 287 II. Siądź na kamieniu 290 Jll. Wieczór 292 IV. Pożegnanie 293 V. Rada 294 VI. Stary, czarny krzyż 295 VJI. Dzień Matki Boskiej Anielskiej 297 VIII. Procesya 298 IX. Miłości pełne niech będą twe usta 299 X. Mróz ....... 300 Xl. Droga 301 Xli. Dzwonki sanek . . 302 Xlii. Ciche, samotne rzędy wierzb . . 303 XIV. Fragment 310 XV. Ballada o słoneczniku 315 Xli. Na ton ballady. I. Sierotka 321 11. Pieśń o pani, co zabiła pana. 324 III. Pieśń o burmistrzance. . . . 330 IV. Pieśń o Waligórze 340 V. Maryan Cichowicz -556 cg^ i PG Kasprowicz, Jan 7158 Dzieła poetyckie K3 t. 4 1912 t.4 PLEASE DO NOT REMOYE CARDS OR SLIPS FROM THIS POCKET UNIYERSITY OF TORONTO LIBRARY I W^ŁA JŹW "Mił.